"Shit! Rok w brukowcu" Joanna Żebrowska
Wydawnictwo: ??
wydanie: 2011
liczba stron: 300
liczba stron: 300
oprawa: miękka
Po dość 'ciężkiej' i 'trudnej' tematyce przeczytanych ostatnio książek postawiłam sięgnąć po coś 'lżejszego', a "Shit! Rok w brukowcu" idealnie tu pasował.
Główna bohaterka - Edyta Pióro - zawsze marzyła o tym, aby zostać dziennikarką. Skończyła studia, ale rzeczywistość niestety zweryfikowała jej marzenia. Nie udało się jej znaleźć pracy w żadnej prestiżowej gazecie. Musiała poszukać pewniejszego źródła dochodów, nawet za cenę rezygnacji z ambitnych planów. I tak los rzuca ją do brukowca.
Tak, jak się okazuje, sensacja goni sensację. Nikogo tu nie odchodzi, a szczególnie szefa, rzetelność, uczciwość, prawda czy zwykła życzliwość i przyzwoitość ludzka. Temat 'nie leży na ulicy', tylko trzeba sobie go samemu stworzyć, samemu wymyślić historię, która się sprzeda. Etykę dziennikarską Edyta musi schować gdzieś głęboko i wykreować rzeczywistość. Wciela się w prostytutkę, uczy kota latać, urządza przywitanie kosmitów w pewnym miasteczku, namawia ludzi do obchodzenia "dnia szczytowania seksualnego". Podobał mi się ten wątek. Sama stała się ostatnio ofiarą ubarwionych i przetworzonych informacji, więc wiem jak taki mechanizm działa. Wystarczy coś szepnąć, napisać o jakiś domniemanej aferze, a wszyscy przerabiaj ją na własny użytek, wszem i wobec oczywiście komentując, a co najgorsze wierzą w nią i podają dalej. Tak działają właśnie brukowce. Joanna Żebrowska zdradza tu sztuczki dziennikarzy i mechanizmy oszukiwania czytelników. Prowokacja, oszustwo oraz żerowanie na ludzkich nieszczęściach i słabościach to składa się na tanią sensację przesiąkniętą tandetnym erotyzmem, która wylewa się ze stron brukowców.
Natomiast jeśli chodzi o inne wątki w książce - wątek osobistego życia Edyty - to bardzo mnie irytował. Niestety nasza bohaterka w stosunkach damsko-męskich dostaje 'małpiego rozumu, a wręcz ma myślenie przeciętej gimnazjalistki. Ugania się za facetem, który jak twierdzi jest miłością jej życia, a który ją ewidentne lekceważy, czego oczywiście Edyta nie dostrzega. Po zerwaniu ustawia sobie smętny dzwonek w telefonie, na czas żałoby. Poza tym jej praktycznie każdy dialog z facetem tylko ją kompromitował.
Ponadto nie zrozumiałam zabiegu autorki, która z Warszawy zrobiła Warszawowo, z Woli - Niewolę, ze Starego Miasta - Dawne Miasto, gdy parę kartek dalej pojawia się już Wrocław i Białystok. I ta cenzura wulgaryzmów, o zgrozo! np. "Nie pier...ol. Przecież Edmund wku...wi się, jak tego nie zrobimy. A mnie Maciek zaj...bie".
Podsumowując, lekka lektura na dwa wieczorki, momentami zabawna, ukazująca arkana profesji dziennikarzy, utwierdzająca w przekonaniu, że każdy artykuł w brukowcu jest wyssany z palca. A Edyta, pomijając to, że musiałby popracować nad swoimi relacjami z facetami, jako dziennikarka wykazywała się dużą kreatywnością i potrafiła wybrnąć z rożnych opresji.

Ja również od czasu do czasu odczuwam potrzebę sięgnięcia po coś "lżejszego" :) Do tej książki mam mieszane uczucia. Z jednej strony mam ochotę dać jej szansę, a z drugiej coś mi w środku mówi: "daj sobie spokój"... Zobaczymy. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńJakoś od początku jestem do tej książki lekko "uprzedzona"... Raczej nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Moja opinia o pracy dziennikarzy jest podobna. Opowiadał znajomy o codziennych porannych mitingach w redakcji i nakręcaniu się. Reszta jak piszesz. Szkoda i dwóch wieczorów. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńrozejrzę się za nią ;]
OdpowiedzUsuńZupełnie mnie nie ciągnie do tej książki:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Ja także nie mam na nią ochoty.
OdpowiedzUsuńW sumie to się nie dziwię, drugi raz bym do niej już nie zajrzała
OdpowiedzUsuńWłaśnie zabieram się do tej lektury... Moja przyjaciółka jest zachwycona tą książką. Zobaczymy! Pożyczonemu koniowi się w zęby nie patrzy;)
OdpowiedzUsuń