"Historia Saskiej Kępy" Waldemar Łysiak
- Wydanie: Nobilis
- Wydanie: Październik 2008
- Liczba stron: 288
- Wymiary: 250 x 205 mm
- ISBN: 978-83-60297-26-1
"Historia Saskiej Kepy" to kolejny (po "Empireum") dowód, iż Wydawnictwo Nobilis nie finansuje edytorsko wyłącznie bestsellerów - książek nastawionych na zysk. Albumowa monografia zainteresuje wąskie grono czytelników (głownie mieszkańców warszawskiej dzielnicy Saska Kępa). Każdy jednak wyjątek potwierdza regułę (tu mam nadzieję, że niejedyny). Ja nie mam z Warszawą za wiele wspólnego i nigdy jeszcze nie byłam na Saskiej Kępie. Mimo to przeczytałam tę monografię z wielką przyjemnością i zachwytem. A "Historia..." "będzie miała duże kulturowe znaczenie jako swoisty pomniczek i wzór utrwalania drukiem lokalnych czy regionalnych patriotyzmów. Powinny się one rozwijać i promować tym bardziej, im bardziej Polska jako państwo traci coraz więcej aspektów suwerenności na rzecz Europy zespolonej, zjednoczonej, zglajszachtowanej" - tak pisze w notce redaktorskiej Krzysztof Sobieraj z Wydawnictwa Nobilis.
Oczywiście nie muszę dodawać, że wydawnictwo dołożyło wszelkich starań, aby pozycja miała godną edytorską postać. Nietypowy format, twarda płócienna oprawa, ilustracje, ryciny, mapy, czyli niedochodowa, ale luksusowa wersja.
I chyba nie ma bardziej odpowiedniej postaci niż Waldemar Łysiak do napisania takiej pozycji. Przez wiele lat zebrał istne cuda: bardzo rzadkie mapy, świetną ikonografię, malunki, pocztówki. Rasowy Saskokępiak, mieszkający tam od dziecka, "król Saskiej Kępy".
Opowieść podzielona jest na kilka ważnych etapów, chronologicznych i tematycznych. Warszawski prawy brzeg Wisły zawsze był mniej szanowanym i lekceważonym "bratem" lewego brzegu. Z racji tego, że lewy brzeg był bezpieczniejszy, bo "rzeka chroniła przed dziczą ze Wschodu", a poza tym nurty rzeki czasem wylewały i większe spustoszenia czyniły właśnie na prawym brzegu.
Autor- Saskokępiak zaczyna od XV wieku gdzie 'pradzieje' Saskiej Kępy budzą spory historyków. Pisze o holenderskich przybyszach ("Olendrowie", "Olędrowie", "Olendrzy", "Olędrzy"), o ich umowie między Magistratem Warszawy i o tym dlaczego kolonizacja "olenderska" się nie udała. Stulenia XVIII i XIX wieku były obite w klęski dla Saskiej Kępy. To powodzie i wojny. Jednak przez cały wiek XIX "będzie Saska Kępa swoistym Cyterą, wyspą szczęśliwości, warszawską oazą majówkowej rozrywki, celem świątecznych (weekendowych) wypraw Warszawiaków". [str. 71] Swoista enklawa, a z jej czaru korzystała społeczność warszawska. Ciągnęły tam hordy przekupniów oferujących wszelki towar, gromady cyrkowców i akrobatów, szafarzy rozmaitych gier hazardowych i zręcznościowych (od rulety i loterii numerowej, po kręgielnie i palanta). Pojawiły się bardziej wymyślne i pełne emocjonalnych "lotów" karuzele. Sympatię budzili też żydowscy przekupnie. A jeden z najsłynniejszych był Abramek (zwany też Berkiem), który wołał:
"Śliczne panienki, ładne kawaliery! Do karmelki! Do czekoladków!" [str. 91]
Wszystkie te hulanki majowo-piknikowe Waldemar Łysiak opisuje tak, jakby sam w nich uczestniczył.
Przez cały XIX wiek Saska Kępa cieszyła się właśnie opinią eleganckiego, elitarnego, ekskluzywnego weekendowego Edenu. Potem raj został utracony, burzliwe lata 30-ste XIX i startowanie do rozwoju, era sanacji, doba okupacji, lata powojenne wszytko to pozostawiło po sobie spuściznę i odbiło swoje piętno. Każdy ten moment z "życia" Saskiej Kępy Autor bardzo dokładnie opisuje, umieszcza unikatowe fotografie, ryciny, pocztówki.
I na koniec coś, co podobało mi się najbardziej - melodie Saskiej Kępy (XIX i XX wieku). Świetny rozdział poświęcony wszelakim tekstom muzycznym. A że ciągle rozbrzmiewała tam muzyka, Saska Kępa była nieustannym tematem piosenek i przyśpiewek, wibrowała od wesołych tańców. Ponadto zamieszczone zostały tu ilustrowane piórem lub pędzelkiem rysunki, trochę obsceniczne - saskokępska erotyka. Bo przecież "Świat jest Saską Kępą!" - nie będę pisała co to znaczy i w jakim kontekście to się mówiło, bom (podobnie jak Autor) wstydliwa.
Oczywiście nie muszę dodawać, że wydawnictwo dołożyło wszelkich starań, aby pozycja miała godną edytorską postać. Nietypowy format, twarda płócienna oprawa, ilustracje, ryciny, mapy, czyli niedochodowa, ale luksusowa wersja.
I chyba nie ma bardziej odpowiedniej postaci niż Waldemar Łysiak do napisania takiej pozycji. Przez wiele lat zebrał istne cuda: bardzo rzadkie mapy, świetną ikonografię, malunki, pocztówki. Rasowy Saskokępiak, mieszkający tam od dziecka, "król Saskiej Kępy".
Opowieść podzielona jest na kilka ważnych etapów, chronologicznych i tematycznych. Warszawski prawy brzeg Wisły zawsze był mniej szanowanym i lekceważonym "bratem" lewego brzegu. Z racji tego, że lewy brzeg był bezpieczniejszy, bo "rzeka chroniła przed dziczą ze Wschodu", a poza tym nurty rzeki czasem wylewały i większe spustoszenia czyniły właśnie na prawym brzegu.
Autor- Saskokępiak zaczyna od XV wieku gdzie 'pradzieje' Saskiej Kępy budzą spory historyków. Pisze o holenderskich przybyszach ("Olendrowie", "Olędrowie", "Olendrzy", "Olędrzy"), o ich umowie między Magistratem Warszawy i o tym dlaczego kolonizacja "olenderska" się nie udała. Stulenia XVIII i XIX wieku były obite w klęski dla Saskiej Kępy. To powodzie i wojny. Jednak przez cały wiek XIX "będzie Saska Kępa swoistym Cyterą, wyspą szczęśliwości, warszawską oazą majówkowej rozrywki, celem świątecznych (weekendowych) wypraw Warszawiaków". [str. 71] Swoista enklawa, a z jej czaru korzystała społeczność warszawska. Ciągnęły tam hordy przekupniów oferujących wszelki towar, gromady cyrkowców i akrobatów, szafarzy rozmaitych gier hazardowych i zręcznościowych (od rulety i loterii numerowej, po kręgielnie i palanta). Pojawiły się bardziej wymyślne i pełne emocjonalnych "lotów" karuzele. Sympatię budzili też żydowscy przekupnie. A jeden z najsłynniejszych był Abramek (zwany też Berkiem), który wołał:
"Śliczne panienki, ładne kawaliery! Do karmelki! Do czekoladków!" [str. 91]
Wszystkie te hulanki majowo-piknikowe Waldemar Łysiak opisuje tak, jakby sam w nich uczestniczył.
Przez cały XIX wiek Saska Kępa cieszyła się właśnie opinią eleganckiego, elitarnego, ekskluzywnego weekendowego Edenu. Potem raj został utracony, burzliwe lata 30-ste XIX i startowanie do rozwoju, era sanacji, doba okupacji, lata powojenne wszytko to pozostawiło po sobie spuściznę i odbiło swoje piętno. Każdy ten moment z "życia" Saskiej Kępy Autor bardzo dokładnie opisuje, umieszcza unikatowe fotografie, ryciny, pocztówki.
I na koniec coś, co podobało mi się najbardziej - melodie Saskiej Kępy (XIX i XX wieku). Świetny rozdział poświęcony wszelakim tekstom muzycznym. A że ciągle rozbrzmiewała tam muzyka, Saska Kępa była nieustannym tematem piosenek i przyśpiewek, wibrowała od wesołych tańców. Ponadto zamieszczone zostały tu ilustrowane piórem lub pędzelkiem rysunki, trochę obsceniczne - saskokępska erotyka. Bo przecież "Świat jest Saską Kępą!" - nie będę pisała co to znaczy i w jakim kontekście to się mówiło, bom (podobnie jak Autor) wstydliwa.
Nie pozostaje nic innego tylko zaśpiewać: "To był maj, pachniała Saska Kępa, szalonym zielonym bzem..."
Widzę, że trafiłaś na prawdziwą perełkę! Myślę, że dla zainteresowanych taka monografia to prawdziwa gratka!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
No to nowa odsłona Łysiaka. Ja walczę z syndromem siłaczki literackiej i realnej. Kiedyś w końcu normalność musi nastać. Notka z "Empireum" prawie gotowa, ale muszę (muszę!) najpierw załatwić sprawy z wydawnictwem, a potem prywata. Liczę na długie jesienne wieczory z lampką wina w ręku, z mruczącym kocikiem i z dobrą książką na kolanach.:)
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja, może gdy nadarzy się okazja odwiedzi się Saską Kępę :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że moja dzielnica nie doczekała się takiej monografii. Chętnie bym poczytała. Ale gdzie szukać pana Łysiaka i gdzie nam do wydawnictwa Nobilis. To było pytanie retoryczne. Wiem gdzie, ale jak to daleko ...
OdpowiedzUsuńJa mam na Saską Kępę dwa przystanki. Uwielbiam spacerować po Francuskiej i umawiać się w tamtejszych kawiarniach ze znajomymi :).
OdpowiedzUsuńWarszawa i Saska Kępa niewiele dla mnie znaczą, dlatego po książkę sięgnę bez ciśnienia jedynie przy okazji. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMaya - to masz świetnie, pozazdrościć :)
OdpowiedzUsuńMadlen - właśnie w tym urok tej książki, tez niewiele mam wspólnego z Saską Kępą, a książka mnie oczarowała. Pozdrawiam