„Piękny dzień” Elin Hilderbrand

Wydawnictwo: Między słowami/ Znak
data wydania: 5 czerwca 2014
tłumaczenie: Lucyna Wierzbowska
tytuł oryginału: Beautiful Day
oprawa: miękka
liczba stron: 464
„Ponad
4 miliony sprzedanych egzemplarzy” - brzmi zachęcająco, prawda? Dlatego
skuszona taką ilością, chciałam się dowiedzieć, co też poczytują te miliony. Po
lekturze (od razu się przyznam, że nie doczytałam do końca) zaczęłam szukać
opinii o „Pięknym dniu”, gdyż wydawało mi się, że może coś przeoczyłam albo mi
coś umknęło. Po przeczytaniu kilku recenzji, zaczęłam się zastanawiać czy może
jestem pozbawiona wszelkich uczuć i emocji, czy też nie dostrzegam „głębi” tej
książki. Bowiem większość opinii jest pozytywna, ba! nawet recenzenci bardzo
gorąco zachęcają do kupienia i przeczytania.
Ale
może nieco o fabule. Tytułowy piękny dzień, to dzień ślubu, czyli dzień, który
powinien być dla kobiety najpiękniejszy
w życiu. Oczywiście po warunkiem, że ktoś ma takie oczekiwania i marzenia. Ale
nasza bohaterka ma, więc idźmy jej tropem. „Piękność” tego dnia ma wyznaczać
cała otoczka, czyli cudne miejsce, uśmiechnięci
i modnie ubrani goście, odpowiednio dobrane dodatki, stoły, krzesła, zastawa
porcelanowa, kwiaty, płatki róż na dywanie, cud, miód i orzeszki. Ani słowa o
uczuciu państwa młodych, ale może to dla nich nie ma znaczenia, taki jedynie
szczegół. Panna młoda, Jenny, przybywa z całą swoją rodziną na przepiękną
(znowu to słowo) wyspę, gdzie ma się odbyć dokładnie dopracowana ceremonia.
Wszystko śledziami oczami gości: siostry panny młodej, jej ojca, jej brata oraz
jej druhny. Każdy z nich relacjonuje
swoje wrażenia, jakie towarzyszą im podczas tego rodzinnego zjazdu. No i najważniejsza sprawa, Jenny nie rozstaje się
z notatnikiem swojej zmarłej matki. W owym notatniku matka umieściła precyzuje
wskazówki dotyczące tego dnia. Rady czy porady, choć to są raczej nakazy. Dotyczą
wszystkiego, począwszy od wyboru sukni ślubnej, dodatków, kwiatów, przez
odpowiednie ułożenie obrusów na stole po dobór menu (z zastrzeżeniem czego ma
nie być) i treści psalmu czytanego na ceremonii. Każda "rada" kończy
się słowami "ten i nikt inny" albo "tylko nie rób tego"
bądź tamtego. Żeby było zabawniej nie ma tu rady (porady czy nakazu), jaką ma
być żoną czy matką, nie ma tu nic, co dotyczy relacji damsko-męskich, a jej
matka pisząc te notatki nie znała kandydata na męża swojej córki, zakładała
tylko, że ktoś taki się pojawi, a wtedy oczywista! odbędzie się ślub, piękny
ślub.
I
tak jesteśmy świadkami oczekiwania tego pięknego dnia, bo akcja obejmuje 4 dni:
czwartek, piątek, sobotę i niedzielę. A przy takich zjazdach rodzinnych zawsze
jest prawdopodobieństwo, że będą jakieś
zgrzyty. My tymczasem dowiadujemy się o problemach emocjonalnych każdego z bohaterów,
bo ma je każdy, tylko nie mogę się zdecydować kto ma większe. Czy siostra panny młodej (+40), dla
której utopienie telefonu w toalecie jest najbardziej druzgocącą stratą, bo nie
może odczytać wiadomości od kolejnego partnera. Czy może jej dzieci, które ani
na chwilę nie rozstają się ze swoimi iPhonami i dostępem do sieci? Czy może matka panna młodego, bowiem jej jedynym celem
jest „pokazanie” innym gościom, jaki to ona tworzy szczęśliwy związek
małżeński. Ogólnie wszyscy przejmują się tym, jak wypadną na ceremonii. Pomijam
już taki szczegół, że relacje gości układają się na zasadzie „każdy z każdym” i
to po kilka razy, ze ślubami, rozwodami i ponownymi ślubami w roli głównej
oczywiście.
W
takiej plątaninie emocji dość trudno było mi dostrzec „głębię” tej powieści.
Może trudnej mi to docenić, ponieważ nigdy, jako mała dziewczynka nie miałam
takich marzeń (przynajmniej najważniejszych): biała sukienka, goście, ślub ze
wstążeczkami i balonikami. Nie było to dla mnie najważniejsze. I może dlatego nie zachwycą
mnie śluby i wesela, szczególnie te w amerykańskim, komercyjnym stylu. Piękna
sceneria, zielona trawka, białe krzesła i stoły, rozbity nad tym namiot i
krocząca panna młoda ze swoją świtą druhen (tak samo ubranych). Do tego wielopiętrowy tort, najdroższa zastawa i
sztućce - wszystko po to, aby pięknie to wyglądało. Tylko pytanie - gdzie jest
to piękno, bo ja go nie dostrzegam. Jednak, żeby tak do końca nie było zniechęcająco - bo z pewnością znajdzie się
grupa kobiet, którym ta książka przypadnie do gustu - to znalazłam tu jeden
cytat, który mi się spodobał i który jest bardzo trafny i życiowy. „Nikt nie
wie, co się dzieje w małżeństwie, poza dwojgiem ludzi, którzy w nim żyją”.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak
Przyznam szczerze, że nie cierpię wesel i nigdy nie zrozumiem tego fenomenu ;) Po książkę raczej nie sięgnę, bo najzwyczajniej w świecie nie lubię czytać romansów i wszelkich tego typu książek ;)
OdpowiedzUsuńMnie się książka podobała - tytuł jest właśnie nieco przewrotny z tą 'pięknością'. I mnie się nie do końca podobał pomysł notatnika matki - niby fajnie, bo jakby jest jakaś więź ze zmarłą matką, ale rzeczywiście same nakazy. Ale nie zgodzę się do końca, że zapiski dotyczyły tylko ślubu i wesela - tam wiele było między wierszami.
OdpowiedzUsuńI małe sprostowanie - historię poznajemy oczami trzech osób - siostry panny młodej, ich ojca i matki pana młodego. U Ciebie wyszedł jakiś dziwny misz-masz tych osób ;)
Tak faktycznie była to matka pana młodego. Więc dzięki za sprostowanie :)
UsuńJa jednak niczego tam między wierszami nie dostrzegłam - jedynie chore relacje między bohaterami, gdzie pod byle pretekstem kończą związki, rozwodzą się i znowu biorą PIĘKNE śluby. Ot, takie społeczeństwo jacy ludzie albo jacy ludzie, takie społeczeństwo.