„Lśniące dziewczyny” Lauren Beukes
tytuł oryginału: The Shining Girls
oprawa: zintegrowana
liczba stron: 416
Lauren Beukes pracuje jako
dziennikarka i scenarzystka telewizyjna w
największym studiu animacji w RPA. Opublikowała opowiadania w kilkunastu
antologiach, jest scenarzystką kilkunastu komiksów. To druga jej książka, jaką miałam okazję czytać. [„Zoo City” - recenzja]
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Rebis za co bardzo dziękuję.
Harper
Curtis to chudy, przeciętny, utykający na lewą nogę, niewyróżniający się w
tłumie mężczyzna, everyman. Mieszka w Chicago. Mamy lata trzydzieste XX wieku,
zatem Harper jest ofiarą swojego pokolenia, pokrzywdzonego przez Wielki Kryzys
- jest bezdomny i nie ma pracy. Jako mały chłopiec lubił obcinać kurczakom
łapy, łatwo przyszło mu też doprowadzenie brata do kalectwa, jak i też, podczas
pobytu w szpitalu, zamordowanie leżącego obok chorego, ponieważ ten jęczał z
bólu. Ten brak skrupułów i jakichkolwiek uczuć spowodował w nim przekonanie, że
jest powołany do jakieś misji. Jego fascynacja ludzkim bólem i satysfakcja z
wykonywanych działań (co mu nakazywał jakiś wewnętrzny głos) uczynił z niego
mordercę doskonałego, seryjnego mordercę. Curtis ma jeszcze jednego asa w
rękawie, odkrywa Dom, który umożliwia mu przemieszczanie się w czasie.
„Gwałtownie
zasuwa zasłony, obraca się i teraz widzi. Wreszcie. Swoje przeznaczenie wpisane
w ten pokój. Wszystkie powierzchnie zostały okaleczone. Na ścianach wiszą
przedmioty przybite gwoździami albo umocowane drutem. Zdają się wibrować w taki
sposób, że czuje to w korzeniach zębów. Wszystkie są połączone liniami,
wyrysowanymi na tapetach i potem wielokrotnie poprawianymi kredą, tuszem albo
czubkiem noża. Konstelacje, mówi głos w jego głowie. Obok nich nabazgrane
zostały imiona. Jinsuk. Zora. Willy. Kirby. Margo. Julia. Catherine. Alice.
Misha. Dziwne imiona nieznanych mu kobiet. Tyle że te imiona zostały napisane
charakterem pisma Harpera”. [str.44]
Te
imiona sprawiały, że otwierała się w jego wnętrzu jakaś furtka. Gorączka
zalewała całe ciało i nagle widział twarze tych dziewcząt, które lśniły, a
które musiały umrzeć. Okaleczał je najpierw, a potem zabijał. Ofiary wybierał
dokładnie, były niezwykłe, lśniły. Lśniły mu jako małe dziewczynki, potem przez
lata ich twarze lśniły mu przed oczami, żeby na końcu ich imiona lśniły wypisane
na ścianie w jego pokoju.
Jedną
z tych ofiar była Kirby Mazrachi. Jakimś cudem udało się jej przeżyć, jednak
blizny i rany na jej ciele nigdy nie miały zniknąć. Postanawia więc odnaleźć
napastnika. Wsparcie znajduje w Danie, byłym reporterze zajmującym się sprawami
kryminalnymi. W trakcie śledztwa Kirby odnajduje inne dziewczyny - te, które
nie przeżyły.
Lauren
Beukes próbowała połączyć tu kilka gatunków, trochę tu kryminału, thrillera i
science fiction. Piszę "próbowała", bo nie zawsze taki synkretyzm
dobrze wychodzi. Tu zdecydowanie kuleją elementy science fiction. Nie ma
spójności w fabule, jeśli chodzi o przenoszenie się w czasie oraz o wyjaśnienie
"tajemniczości" Domu. Kryminał też to za bardzo nie jest, gdyż od
samego początku wiemy, kto jest mordercą i jakie ma zamiary. Śledzimy po prostu
człowieka, który bez najmniejszych oporów dopuszcza się morderstw. Niemniej
jednak cechy thrillera zostały tu zachowane. Akcja jak najbardziej wpływa na
czytelnika i wyzwala w nim emocje. Napięcie, niepewność i pewna tajemniczość są
tu mistrzowsko wykorzystane i wyostrzone.
Jeśli
chodzi o język, jest on dosadny i wulgarny. Pojawiają się fragmenty bardzo brutalne
i ostre, które przeplatają się z prostymi, poetyckimi momentami. Trudno mi
ocenić jednoznaczne tę powieść. W Internecie znaleźć można wiele recenzji
książki, jedni są nią zachwycają, pisząc, że jest to proza dla inteligentnego
czytelnia, inni podchodzą krytycznie i zarzucają autorce brak umiejętności
łączenia gatunków. Mnie styl Lauren Beukes niekoniecznie przydał do gustu -
choć krytyczna tu na pewno nie będę - ani mnie nie zachwyciła, ani też do
siebie nie zniechęciła - podobała mi się umiarkowanie. Choć z pewnością fani
thrillerów będą nią oczarowani. Urzekło mnie natomiast coś innego - okładka!
Zwraca ona uwagę czytelnia, wręcz przyciąga. Nie da się przejść obok niej
obojętnie. Lśniąca czcionka na zielonkawym tle kusi, lśni swoim blaskiem, co
powoduje, że lśniące dziewczyny tajemniczo nas przywołują.
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Rebis za co bardzo dziękuję.
Przerażające, mam ciarki po Twojej recenzji i raczej nie ruszę książki :P
OdpowiedzUsuńJak są ciarki - to chyba dobrze ;)
OdpowiedzUsuń