„Piąta Aleja, piąta rano” Sam Wasson
podtytuł: Audrey Hepburn i inni goście
data wydania: styczeń 2013
tłumaczenie: Agnieszka Lipska-Nakoniecznik
oprawa: miękka ze skrzydełkami
liczba stron: 256
Nie tylko ukazuje prostytutkę, która rzuca się w ramiona mężczyzny będącego na utrzymaniu innej kobiety, lecz traktuje kradzież jako doskonały dowcip. [str.19]
Takie opinie krążyły jeszcze przed oficjalną premierą filmu „Śniadanie u Tiffany'ego". Krytyka nie pozostawiała suchej nitki na
scenariuszu, uważając, że powieść Capote'a nie nadaje się na adaptację filmowa,
a fabuła nie jest hollywoodzka. Studio Paramount chciało wyciąć piosenkę „Moon River". Po tylu
trudnościach to cud, że udało się go nakręcić. "Moon River" -
okazała się szlagierem i dostała Oskara, Hubert de Givenchy zaszczepił modę na
małą czarną, a Audrey Hepburn stała się ikoną stylu. „Śniadanie u Tiffany'ego"
wstrząsnęło absolutnie wszystkim, a „Piąta Aleja, piąta rano” jest opowieścią o ludziach, którzy
dokonali tego wstrząsu.
A więc - akcja! Kręcimy...
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Świat Książki.
A więc - akcja! Kręcimy...
Jest piąta rano. Poranne słońce jeszcze nie zdążyło na dobre
wzejść. Piąta Aleja w Nowym Jorku - jedna z
najruchliwszych ulic świata - teraz świeci pustakami, wszystko to dla
potrzeb filmu. W ten chłodny poranek pojawia się taksówka, drzwi się otwierają
i wysiada dziewczyna. Ma na sobie czarną wieczorową suknię bez pleców, a oprócz
torebki trzyma w dłoni brązową, papierową torbę. Taki obraz zapamiętali
wszyscy, a na słowo Audrey większość ma przed oczami właśnie tę scenę. Jednak
mało kto wie, co wtedy czuła aktorka, która wcieliła się w rolę Holly. Dla
Audrey cała ta rola wydawała się bezsensowna i trudna. W myślach miała tylko dziesięciotygodniowego
syna-Seana, którego musiała zostawić w Szwajcarii z niańką. Pocieszała tylko
samą siebie, że wszystko w porządku i że da radę. Tymczasem wspomniana już
wcześniej krytyka filmu wcale nie dodawała jej skrzydeł. Ponadto musiała zmusić
się do zjedzenia drożdżówki, której nie cierpiała. Audrey nie znosiła
drożdżówek, więc spytała się reżysera, czy nie mogłaby podejść do wystawy
Tiffany'ego z rożkiem lodów zamiast z tą nieszczęsną bułką. Pomysł oczywiście
upadł, to miało być śniadanie, więc kto by uwierzył w lody?
To tylko taka mała anegdotka z planu filmu, w książce jest
oczywiście tego więcej. Na przykład to, że Audrey miała do dyspozycji dwie
przebieralnie z napisami „Mokra Hepburn” i „Sucha Hepburn”, wszystko po to, aby
zagrać jedną scenę w przemokniętym płaszczu. No i jeszcze jest kot, ale to już
osobny rozdział. Cała książka pełna jest porywających, smakowitych szczegółów,
z uwzględnieniem świetnej panoramy Nowego Jorku. Jak wyglądał Nowy Jork w latach
60.? Co inspirowało ludzi, a czego mieli dosyć?
Jak jawi się ta spokojna elegancja Piątej Alei? Sam Wasson przybliża
stosunki panujące wśród członków ekipy filmowej i ich konflikty. Nie jest to oczywiście
książka dla każdego. Fani Audrey nie będą z pewnością zawiedzeni, jak również wszyscy
ci, którzy interesują się filmem i całą otoczką z nim związaną. Ja polecam, dla
mnie przeczytanie tej książki było czystą przyjemnością. I grzechem by było, nie posłuchać przy okazji "Moon River":)
Jaka ona była śliczna.Pomyślę o tej książce.)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Audrey Hepburn za to, że była wspaniałą aktorką i naprawdę wyjątkową osobą, dzięki działalności humanitarnej. (: Zaciekawiła mnie ta książka, być może poproszę o nią rodziców jako prezent urodzinowy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jedna z największych Aktorek, mająca na swoim koncie wiele niebanalne role :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten film! I dzięki Tobie dowiedziałam się o tej książce :) Bardzo chętnie ją przeczytam, nie mogę się doczekać:)
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać <3
OdpowiedzUsuńo tak, to z pewnością książka dla Ciebie :)
UsuńBardzo ciekawa recenzja, ma nietypowa formę, będę pamiętać o tej książce
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Dla mnie to jest lektura obowiązkowa :) Raz, że NY, dwa, że Audrey :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam film "Śniadanie ...", jednak nie przepadam za Audrey. Jest urocza, przepiękna i w ogóle cudowna, ale jak dla mnie zbyt wyeksploatowana przez społeczeństwo. Wolę taką Vivien Leigh, która nie spogląda na mnie z co drugiego kubka.
OdpowiedzUsuńCiekawostki z planu filmowego i konteksty powstawania konkretnego obrazu bardzo mnie interesują, więc chętnie przeczytam tę książkę. "Śniadanie..." jak i odtwórczynię głównej bohaterki również lubię, ale zgadzam się ze Scarlett, że stała się denerwująco promowana.
OdpowiedzUsuń