„Piękne życie” Shauna Niequist

podtytuł: Jak nauczyłam się mówić nie, przestałam być idealna i odnalazłam spokój.
wydawnictwo: Znak
data wydania: 5 lipca 2017r.
tłumaczenie: Matylda Biernacka
tytuł oryginału: Present over Perfect
liczba stron: 240





„Chcę przedstawić przyczyny swojego zmęczenia. Chcę zaprezentować listę, częściowo dlatego, żebyście to poczuli, żebyście poczuli się równie zmęczeni, oszołomieni i zagubieni jak ja”. Shauna Niequist to amerykańska pisarka, autorka czterech książek. „Piękne życie" to jej najnowsza pozycja. I już została uznana za bestseller „New York Timesa”, „Publishers Weekly” i Amazona. Szczerze mówiąc ja mam mieszanie uczucia i do końca jeszcze nie wiem, czy mi się podobała.

Shauna Niequist już w pierwszych rozdziałach książki pisze, że chciałaby się podzielić z czytelnikami tym, że pewnego dnia zrozumiała, jakie błędy popełniała do tej pory. Nie jest to zatem poradnik jak pięknie żyć, a jedynie wspomnienia i dygresje pewnej kobiety. Autorka opowiada o przemianie jaka w niej zaszła, o przemęczeniu, o ciągłej gonitwie, o zapracowaniu, o braku czasu. Na początku dobrze mi się to czytało. Pani Shauna ma lekki i swobodny styl, nie pisze rozwlekłych historii, tylko opowiada o urywkach z życia. Cały czas mówi o znalezieniu równowagi, o tym, aby na chwilę zwolnić tempo, zatrzymać się, zachwycić się przyrodą i czasami odmówić znajomym przysług. Wszystko pięknie, też się z tym zgadzam, tylko że autorka mierzy życie swoją miarą. I udziela potem porad innym kobietom, że one też tak mogą. Ale chyba jednak nie do końca.

Shauna Niequist prowadzi idylliczne życie. Po pierwsze ma możliwość pracy w domu, gdyż jest pisarką. Wakacje spędza z rodziną na Hawajach, Boże Narodzenie i Nowy Rok na plaży, weekendy w domku letniskowym nad jeziorem, a zwykły dzień zaczyna od kawy na werandzie. W między czasie lata samolotem do Londynu na spotkania autorskie. Poza tym kochający mąż ma podobną pracę do niej. Przy takim trybie życia bardzo prosto znaleźć równowagę, docenić to, co się ma, cieszyć się z małych rzeczy i relaksować się na łonie przyrody. Większość kobiet żyje jednak do wypłaty do wypłaty, martwi się o niezapłacone rachunki, o zorganizowanie czasu dzieciom, kiedy wracają z pracy. Nie jeżdżą też co weekend nad jezioro, nie latają do Londynu z koleżankami, a nawet nie piją rano kawy na werandzie, bo po prostu nie mają tej werandy. Dlatego ta książka momentami wydawała mi się lekko samolubna i wyniosła. Choć autorka raczej nie dostrzega tej swojej wyniosłości.

Kolejny mój zarzut to podejście do spraw religii. Shauna i je mąż deklarują, że są praktykującymi chrześcijanami. Autorka cytuje Pismo Święte, odwołuje się do przykazań i pisze, że trzeba żyć zgodnie z Ewangelią. O tym jak odnaleźć w sobie Jezusa. I znowu wszystko pięknie, gdyby to miało pokrycie w czynach. Bo co innego radzić, a co innego do tego się stosować. Na stronie internetowej Aarona Niequist (męża Shauny) można odnaleźć informację, że jest on „worship leader”. W wolnym tłumaczeniu oznacza to „przywódca kultu”. Shauna jest natomiast w dziale kierowniczym. Oznacza to, że działają oni w stowarzyszonych grupach i przenoszą się z kościoła do kościoła głosząc Słowo Boże. Trochę zatem mi się to gryzie.

Jednak, żeby nie było samych negatywów, to teraz trochę posłodzę. Książka ma parę rozdziałów, które urzekają i dają do myślenia. Bardzo podobała mi się część o odchodzeniu od idei doskonałości. O tym, że nie trzeba być ciągle idealną matką, żoną, gospodynią. „Ludzie nazywali mnie twardzielą. Z dużymi możliwościami. I mówili, że jestem kimś, na kogo można liczyć. To wszystko miłe określenia. W pewnym sensie. Jednak nie tak miłe jak kochająca, dobra czy radosna. Taka nie byłam. Wierzyłam, że praca mnie wybawi, uszczęśliwi, rozwiąże problemy. Że jeśli wyczerpię się do cna, po drugiej stronie tej harówki będzie na mnie czekał błogostan. Niestety nie czekał”.    

Podobało mi się również jak autorka opowiada o podejściu do modlitwy. Porównuje ją do buteleczki z octem i oliwą. „Nie spróbujesz oliwy, dopóki nie wylejesz octu”. W piękny sposób pisze tu o wyzbyciu się uprzedzeń, żali i dawnych urazów.  
  
I na koniec kolejny plus, ale ten jest niezależny od autorki. Chodzi o wydanie. Cudna okłada, bardzo subtelna i urzekająca. Ponadto Wydawnictwo Znak dołączyło do książki drugą okładkę do samodzielnego pokolorowania. Pokolorowania swojego życia. W dowolne barwy. I już sama taka drobnostka sprawiała, że przyjemnością to przeczytałam. Polecam!  

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu  Znak



Komentarze

popularne posty