„Sztorm” Frode Granhus
Wydawnictwo: Świat Książki
data wydania: 28 września 2016
tytuł oryginału: Stormen
tłumaczenie: Katarzyna Tunkiel
okładka: miękka ze skrzydełkami
liczba stron: 320
Reine to
mała wioska rybacka położona na wyspie Moskenesøya w norweskim archipelagu
Lofotów. Tutaj majestatycznie szczyty gór kontrastują z malutkimi zabudowaniami,
a wysokie, spienione fale morza rozbiją się o liczne klify i fiordy. Bez wątpienia to malownicze, piękne, ale przede wszystkim, dzikie miejsce, gdyż
przyroda nie zna tu litości. Pogoda też bywa okrutna, a morze przez lata
dawało... i zabierało. Do częstych sztormów oraz huraganów mieszkańcy przywykli i
wiedzieli, jak mają się wtedy zachowywać.
W takiej
scenerii dzieje się akcja powieści „Sztorm” norweskiego pisarza Frode
Granhusa. To drugi tom cyklu, ale spokojnie można czytać część drugą, ponieważ
całość łączy jedynie postać śledczego Rinego Carlsena. Mamy zatem kolejnego policjanta,
który będzie wykorzystywał wszystkie swoje atuty, aby podołać zadaniu. Posada
na idyllicznych Lofotach wydawała się Rinemu nowym rozdziałem w życiu. Niestety
już w pierwszych dniach pracy miał ręce pełne roboty. Pod skałami, które osunęły
się podczas deszczu, znaleziono szkielet z małymi kośćmi palców. Analiza szczątków dowiedzie, że kości noszą znamiona maltretowania. A samo dochodzenie wykaże, że niedawno ciężko poparzony mężczyzna, który uległ wypadkowi w garażu, ma coś
wspólnego ze szczątkami chłopca. Kolejny trop prowadzi to pewnej sztormowej nocy, podczas której wydarzył się okrutny wypadek. Śledczy Rino musi zatem poskładać wszystkie elementy układanki. Autor
porusza również tu problem zła i przemocy w małych miejscowościach. Gdzie wszyscy
wszystko wiedzą, ale nikt nie reaguje. Ludzie udają, że nie widzą tragedii i zajmują
się swoimi sprawami. Nikt nie reaguje na maltretowanie dzieci, na problemy
sąsiadów.
Jednak najlepszym
motywem w książce jest sam sztorm. Nadciąga nad Lofoty powoli, ale czuć zbliżające
się niebezpieczeństwo. Potem osiąga punkt kulminacyjny, gdzie do swojego wiru wciąga
wszystko i każdego, aby na koniec pozostawić wyspy w spokoju.
Kiedy zbliża
się sztorm, ludzie przeżywają niepokój. Rozdrażnieni mogą kwestionować porządek
świata i sensowność wszelkich działań. Kiedy wreszcie nadchodzi, chowają się do
domów i czekają aż minie. Obawiają się jego niszczycielskiej siły. Grzmotów, wycia
wiatru, huku wody. Koniec świata wydaje się wtedy bliski. Lecz kiedy sztorm odchodzi,
świat jest jak nowy. Błyszczący, słoneczny, czysty i pełen nadziei. Morze niektóre
rzeczy zabiera ze sobą, inne wyrzuca na brzeg. Dzięki niemu umiemy spojrzeć na
stare sprawy nowymi oczami. Zaakceptować jedne zmiany, odważyć się zrobić nowe
rzeczy. Problemy sprzed burzy nabierają właściwych i nowych znaczeń, a niektóre
przestają po prostu istnieć.
I tak po
części dzieje się z fabułą w książce. W wir sztormu wpadają bohaterowie kryminału.
I kiedy będzie już po wszystkim, niektóre sprawy zostaną zmyte z powierzchni,
niektóre nabiorą innej perspektywy, a inne po prostu dadzą nadzieję na
alternatywne rozwiązanie.
„Sztorm”
to przyzwoicie napisany kryminał. Fabuła skonstruowana jest misternie, zagadka
wcale nie okazuje się taka oczywista, a zakończenie zaskakuje. Jednak trudno będzie
norweskiemu pisarzowi przebić się przez takie nazwiska, jak choćby Stieg
Larsson, Camilla Läckberg, czy Mons Kallentof. Bo na tle książek tych autorów,
kryminał pana Frode Granhusa wypada dość słabo.
Nie spotkałam się z tym tytułem, a szkoda, bo mnie zaintrygowałaś :)
OdpowiedzUsuń