„Róża” Róża Thun, Joanna Gromek-Illg
Wydawnictwo: Znak literanova
data wydania: 24 marca 2014r.
oprawa: twarda
liczba stron: 360
Wychowano nas w przeświadczeniu, że
wszyscy nasi przodkowie byli wprost nadzwyczajni, co zobowiązuje do tego,
żebyśmy byli grzeczni, religijni, uczyli się porządnie, zachowywali przyzwoicie. [str. 54]
Miała - jak sama pisze - nieprawdopodobne szczęście w życiu, że wychowała się i
dorastała wśród wspaniałych osób, a później udało się stworzyć własną,
kochająca się i ciekawą rodzinę. O tych właśnie ludziach, którzy pojawiali się
w jej życiu, i o swoich wspomnieniach z nimi związanych, o miejscach, o
emocjach jej towarzyszących - z pomocą pani Joanny Gromek-Illg - Róża Thun
napisała książkę, którą dedykuje przede wszystkim swoim dzieciom.
Róża Thun, właściwie Róża Maria Gräfin
von Thun und Hohenstein, z domu Woźniakowska, jest córką Jacka Woźniakowskiego
- profesora, dziennikarza, tłumacza literatury pięknej, a przede wszystkim
założyciela i wieloletniego redaktora naczelnego Wydawnictwa "Znak".
Polska jest sumą naszych zachowań i
działań przez pokolenia, jesteśmy jej cząstkami. (...) Łatwizną i lenistwem
jest uchylanie się do tej odpowiedzialności i narzekanie, że wielcy odchodzą i
nie ma kto ich zastąpić. My właśnie mamy ich zastąpić. [str.
344]
W ten przepiękny i bardzo ciepły
sposób pani Róża opisuje swoich przodków i spuściznę, jaką jej przekazali.
Zaczyna oczywiście od dzieciństwa – wcale nie łatwego, a wręcz bardzo skromnego
i ubogiego. Zresztą lata powojenne dla nikogo nie były łatwe i
przyjemne. Pierwsze mieszkanie w Krakowie na Pijarskiej, później dom na
Wyspiańskiego i Kozienie, czyli Dom pod Jedlami – przepiękny obiekt w Zakopanem.
Tu właśnie pani Różna spędziła swoje dzieciństwo, a każde z tych miejsc ma
jakiś magiczny klimat, tajemniczą aurę, zapachy, ale przede wszystkim, każde z
tych miejsc kojarzy się z ludźmi, jacy się tam pojawiali.
Wakacje na wsi były bardzo ważną częścią
naszego wychowania. Upadki z koni, wybite paluchy, rozwalone kolana, skręcone
kostki, sińce, guzy i podrapania towarzyszące pracy w polu pozwalały nabrać
krzepy, która nam się potem przydawała. Rodzice dobrze wiedzieli, że to nam
wyjdzie na dobre. [str.77] Dużo czytaliśmy, każdy sobie lub
wspólnie, głośno, wyciągnięte z kufra na strychu przedwojenne książki
podróżnicze i przygodowe z dzieciństwa naszego taty. Wspólnie też się
modliliśmy, chodziliśmy na mszę świętą na Jaszczurówkę do sióstr urszulanek,
gdzie przyjeżdżał Wojtyła. Takie szczęśliwe życie. Mroki realnego socjalizmu
nie docierały za bardzo do nas, dzieci, w tym drewnianym, przyjaznym domu.
[str. 59] Pozazdrościć jedynie.
Bardzo podobał mi się również opis
podróży po Europie - autostopem. Gratuluję odwagi i jestem pełna podziwu. Takie
wyjazdy były porządną szkołą życia i przyczyniły się do doszlifowania języków.
Dzięki temu pani Róża dostała się na anglistykę. Rozbawił mnie również opis
egzaminów właśnie na uniwersytet. Tu mogłabym podać sobie rękę z Autorką,
ponieważ też nie lubię Żeromskiego i całego pozytywizmu, tej "rozdartej
sosny" i "szklanych domów". Nie mniej jednak pewnie nie miałabym
tyle odwagi, aby przeprowadzić na egzaminie wstępnym fundamentalną krytykę epoki
pozytywizmu.
Kolejnym etapem w życiu pani Róży był
już Frankfurt i małżeństwo z Franzem Grafem von Thun und Hohenstein. To okres
poświecenia się życiu rodzinnemu, wtedy to urodziła trójkę dzieci. I wtedy - z
małymi dziećmi zdecydowała się na wyjazd z mężem do Nepalu, Katmandu
dokładniej. Z dopiero co uzyskanego w miarę wygodnego bytowania, przeniosła się
do obcego, kulturowo oraz religijnie kraju. Musiało to spowodować szok
kulturowy. Wychowana w Krakowie, kiedy jeździłam do Warszawy, to
odczuwałam, jak bardzo jestem z Krakowa. Jak pojechałam do Niemiec, zdałam
sobie sprawę, jak bardzo jestem Polką. Po przyjeździe do Nepalu zrozumiałam,
że jestem Europejką. [str. 253] A że życie czasami zatacza koło, tak i
zatoczyło się koło w życiu pani Róży. Po dwóch latach spędzonych w Himalajach,
Franz dostał propozycję pracy w Polsce. Miał się zajmować pomocą w budowaniu
struktur umożliwiających rozwój gospodarczy. Tak więc mąż sprowadził ją do
Polski. Po czym życie już potoczyło się bardzo dynamicznie. Parady Schumana,
Komisja Europejska, wybory do Parlamentu Europejskiego.
Świetnie mi się czytało o życiu tej nietuzinkowej
kobiety. Lekko napisana, z dużym dystansem do siebie i bez żadnych ocen ludzi pojawiających się przy jej boku. To przepiękne świadectwo, świadectwo Kobiety szczęśliwej, spełnionej, zarówno zawodowo,
społecznie jak i osobiście. Pełne zaangażowanie zawodowe, udzielające się ciepło, aż w końcu wartości jakie
wyniosła z domu rodzinnego i trwanie przy nich. To coś, co jest pożądanie
w dzisiejszych czasach, pełnych próżności i obłudy. Jestem pod ogromnym wrażaniem.
Każdy z nas jest w każdym momencie swojego życia sumą tego, czego
doświadczył. [str. 344] Zgadzam się w 100% i polecam gorąco.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak
Mam lekki odchył na punkcie dzienników niebanalnych osób, myślę, że podobałaby mi się ta książka:)
OdpowiedzUsuń