„Last minute. 24 h chrześcijaństwa na świecie” Szymon Hołownia
Wydawnictwo: Znak
data wydania: 7 listopada 2012
oprawa: miękka ze skrzydełkami
oprawa: miękka ze skrzydełkami
liczba stron: 352
Długo ta książka czekała na
swoją kolej. Jakoś nie miałam przekonania do autora. Jawił mi się jako
wymądrzający się pseudoteolog. Jednak parę rozdziałów już wystarczyło, aby
uświadomiła sobie, jak bardzo się myliłam. Dawno nie czytałam tak poruszającej,
wzruszającej książki, która rozłożyła mnie emocjonalnie. To podróżne zapiski
katolika – tak pisze Szymon Hołownia we wstępie i zamiast spędzić jakieś
egzotyczne wakacje all inclusive leżąc na plaży i sącząc drinki z
palemką, spakował walizki i pojechał szukać chrześcijan w innych zakątkach
ziemi. Odwiedził między innymi Filipiny, Salwador, Honduras, Szkocję, Australię, Papuę-Nową Gwineę, Guam, Bhutan, Zambię, Hongkong.
Dla odmiany zacznę od minusów,
żeby nie było zbyt cukierkowo. Styl pisania pana Szymona momentami (tylko) jest
zbyt kwiecisty, trochę przekombinowany, wyluzowany. Takie silenie się na spoko-gościa. Jednak to jedyny minus i aż
tak nie przeszkadza w czytaniu, wręcz przeciwnie, czyta to się bardzo
przyjemnie, bo treść wszystko tu rekompensuje, nawet małe niuanse w formie.
Wraz z Szymonem poznajemy plejadę fascynujących postaci. Właściciel księgarni przy katedrze w Guamie, ojciec jedenaściorga dzieci, pogromca ustaw o związkach partnerskich, organizuje spotkania w swojej księgarni, aby zainteresowani lepiej zrozumieli trudne tezy w nauczaniu Kościoła. Spodobało mi się jego zdrowe podejście i takie logiczne tłumaczenie. Większość katolików ma tendencję do narzekania, psioczy na Kościół, na księży, że są zepsuci i obłudni. Wybieramy sobie przykazania, które chcemy respektować, aborcja – nie, ale antykoncepcja już tak. Swoboda obyczajów, swoboda religijna oraz szeroko pojęta wolność - to główne powód kryzysu w Kościele. Ta wolność sprawia, że nie respektujemy żadnych nakazów ani zakazów. W cywilizowanym świecie tak powinno być: są ograniczenia prędkości, znaki stopu. Wielu je respektuje. Tak samo powinno być z przykazaniami, z nauką Jezusa.
Wraz z Szymonem poznajemy plejadę fascynujących postaci. Właściciel księgarni przy katedrze w Guamie, ojciec jedenaściorga dzieci, pogromca ustaw o związkach partnerskich, organizuje spotkania w swojej księgarni, aby zainteresowani lepiej zrozumieli trudne tezy w nauczaniu Kościoła. Spodobało mi się jego zdrowe podejście i takie logiczne tłumaczenie. Większość katolików ma tendencję do narzekania, psioczy na Kościół, na księży, że są zepsuci i obłudni. Wybieramy sobie przykazania, które chcemy respektować, aborcja – nie, ale antykoncepcja już tak. Swoboda obyczajów, swoboda religijna oraz szeroko pojęta wolność - to główne powód kryzysu w Kościele. Ta wolność sprawia, że nie respektujemy żadnych nakazów ani zakazów. W cywilizowanym świecie tak powinno być: są ograniczenia prędkości, znaki stopu. Wielu je respektuje. Tak samo powinno być z przykazaniami, z nauką Jezusa.
Kolejną ciekawą postacią jest
ksiądz Thomas w mundurze komandora pełniący swoją posługę w Bazie Marynarki
Wojennej Stanów Zjednoczony na Guam. Miejsce to tkwi w sercu toczącego dziś ten
świat zła, stąd wychodzi wojna, stacjonują ludzie, którzy obsługują maszyny do
zabijania. Po co więc tu katolicki ksiądz, w miejscu, gdzie każdy żołnierz
podpisał kontrakt, w który swoje życie oddał wojsku, gdzie misją jest - zabić. Kapelan przekonuje jednak,
ze armia i wiar nie muszą się wcale wykluczać. A jego postawa świadczy o ty, że można. Ale jak to zrobić? Ile poświęcić?
Moje emocje najbardziej jednak
rozchwiała relacja z domu dziecka w Zambii, prowadzonego przez 5 Polek i 4
Zambijki ze zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny. Telewizja
tu nie dociera, wieczorne godziny wypełniają więc straszne opowieści o wypadkach,
napadach lwów i wściekłych małp. Do zagrożeń dochodzą jeszcze komary i muchy tse-tse. Jak w takim miejscu - gdzie żaden dzień nie jest oczywisty i po jego
zakończeniu trzeba dziękować Bogu, że się go przeżyło, a po przespanej nocy
dziękować, że nic nas nie pogryzło – mieć siłę, by trwać i wierzyć . To esencja chrześcijaństwa, do
której nie dorosłem, [s.336] Himalaje człowieczeństwa [s.337]. Nie da się
tego opisać, trzeba to zobaczyć na własne oczy. Doświadczyć. Poczuć.
Równie mocno poruszył mnie
pewien obraz znajdujący się na Filipinach – reprodukcja “Ostatniej
wieczerzy” Leonarda da Vinci, na której apostołów zastąpiły miejscowe dzieci
ulicy. Namalował go miejscowy pisarz i rzeźbiarz Velasco. Jezus wygląda tak,
żeby nie można było mieć wątpliwości, że to Bóg, otaczające go dzieciaki
przemalowane są jeden do jednego z fotografii. [s.205] Valasco modeli do
swojego obrazu szukał w najbiedniejszych częściach miasta - pod mostami, na
cmentarzach, w slumsach. Przyzwyczajony do utożsamiania ludzkiej biedy z głodem,
nie był chyba gotowy na tak dobitne przekonanie się, ile nędza może mieć
odcieni. Gdy skradzione twarze ożyły, przeżył wstrząs. Pięcioletnia Tiany jest
wykorzystywana seksualnie przez ojca, Nene żyje wraz z setkami sobie podobnych na
cmentarzu Północnym – mieszkają w grobach… [s. 206]
![]() |
Hapag ng Pag-asa (Stół nadziei) źródło |
Szymon pisze, że książka ta
spełni swój cel, gdy choć jeden w Polsce katolik ruszy się z miejsca, otworzy na nowe więzi, podniesie głowę i poczuje dumę z tego, że jest częścią wielkiego i tak nieprawdopodobnie fascynującego organizmu. [s.7] Daleko mi jeszcze do takiej
refleksji, ale nadal - kilka dni po przeczytaniu - mam przed oczami byłą siatkarkę-Beatę, która w Papui
Nowej Gwinei tłumaczy Biblię na miejscowe języki, dzieci z sierocińca w Zambii,
arcybiskupa Romero z Salwadoru, który został
zamordowany podczas Eucharystii, czy mnichów z przepięknie położonego klasztoru w
Szkocji. Panie Szymonie, chylę czoła!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak
Szymon Hołownia jest świetnym pisarzem. Kapitalnie opowiada historię, a jego zapał przyciąga. Na pewno kiedyś przeczytam tę książkę. Chociaż obecnie w kolejce czeka "Monopol...", jakoś mi wcześniej umknął. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCzasami mam ochotę sięgnąć po książki Szymona, ale jednak mam wrażenie, że powinnam się z lekturą wstrzymać jeszcze trochę. Dojrzeć, przemyśleć parę spraw. Może się mylę, ale na ten moment tak czuję. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńChciałabym kiedyś przeczytać którąś z książek Hołowni, a tymczasem z przyjemnością przeczytałam Twoją recenzję :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki Hołowni, ciągle w planach.
OdpowiedzUsuńA ja lubię Hołownię i jego książki, bo stara się popularyzować religię w taki swobodny i nowoczesny sposób. Nigdy go nie odbierałam jako pseudoteologa. Ale akurat tę książkę czytało mi się trudno. Chyba właśnie ze względu na język. Polecam Ci "Ludzi na walizkach". Wstrząsające i mądre jednocześnie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja:) Książkę z pewnością przeczytam, jak znajdę czas! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńHołownia świetnie tłumaczy kwestie wiary i pokazuje, że religia wcale nie musi być nudna :)
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl
Zaciekawiłaś mnie. Jeszcze nie czytałam Hołowni, choć także planuję. Ale w takim razie ta najwyraźniej będzie pierwsza. Myślę, że autor trafił w sedno, bo podróżowanie jest modne, książki podróznicze niezwykle popularne i poczytne, ale z tego co piszesz, niejako trafia to właśnie na tę półkę. Niczym "Kobieta na krańcu świata", ale o chrześcijaństwie. Może być ciekawie.
OdpowiedzUsuń