"Cienista dolina" reż. Richard Attenborough 1993
"Żyjemy w cienistej dolinie. Słońce świeci gdzie indziej, za zakrętem drogi, za wzgórzem".
Cóż, po wczorajszym zafascynowaniu Lewisem postanowiłam pójść o krok dalej i obejrzeć biograficzny film na podstawie jego książki "Smutek". Bohaterem filmu jest więc sam C.S. Lewis (tu Anthony Hopkins) oraz Amerykanka Joy Gresham (Debra Winger). Joy przyjeżdża do Anglii z zamiarem poznania słynnego pisarza. Lewis - stary kawaler prowadzi uporządkowane, aż do absurdu życie, w sztywnym świecie angielskich gentlemanów. Głęboko wierzący, prowadzi także wykłady z etyki chrześcijańskiej. Jednak już przy pierwszym spotkaniu z Joy, Lewis nagle odkrywa, że życie chyba jest inne niż mu się do tej pory wydawało. Amerykanka wprowadza zamęt w uporządkowane życie starego oksfordczyka. Pobierają się, by Joy wraz synem - Douglasem mogła zostać w Anglii. Z początku małżeństwo to funkcjonuje jedynie na papierze. Jednak, gdy okazuje się, że Joy jest śmiertelnie chora, Lewis zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że ją naprawdę kocha.
- Wiesz co. Zmieniłeś się. Patrzysz na mnie jak trzeba.
- Nie patrzyłem?
- Nie, jak trzeba.
- Nie chcę się stracić.
- Nie chcę odchodzić. Lewis próbuje odpowiedzieć sobie na pytania: Czy miłość musi składać się z cierpienia? czy Bóg tak bardzo chce, żebyśmy byli szczęśliwi? czy chce, abyśmy cierpieli? Film ten przypomina o wartościach, które zawsze tkwią gdzieś w głębi serca. O potrzebie bliskości, zrozumienia,o miłości, ale takiej prawdziwej. O szczerym uczuciu i bezinteresownym oddaniu, o tym, że kochamy, by wiedzieć, że nie jesteśmy sami. I o tym, że w każdym z nas tkwi małe dziecko.
Piękny, wzruszający film, z cudownymi zdjęciami i genialnie zagranymi rolami. Anthony Hopkins bez względu czy gra seryjnego i psychopatycznego mordercę, czy subtelnego pisarza, robi to w sposób mistrzowski. A ostania scena rozmowy z synem Douglasem, jak i scena oświadczyn, rozłożyła mnie na łopatki.
"Nie chcę być gdzieś indziej. Nie czekam na to, co się stanie, co się wyłoni za zakrętu lub wzgórza. Jestem tutaj i to wystarczy".
Książkę czytałam dość dawno, bardzo chętnie obejrzę film.
OdpowiedzUsuńNo nie mogę! Koniecznie, koniecznie muszę obejrzeć, oczywiście na fali mojej fascynacji postacią Lewisa. Dziękuję!
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
O, Anthony Hopkins. Koniecznie obejrzę.
OdpowiedzUsuńTen film oglądał prawie dziesięć lat temu, a do tej pory siedzi w mojej głowie...
OdpowiedzUsuńW sumie przekonało mnie już samo to,że w filmie gra Anthony Hopkins :)
OdpowiedzUsuńLewisa poznałam jedynie pobieżnie czytając ,,Narnie,,. Obiecuję sobie, że poznam lepiej jego twórczość, ale tak to jest,że często zapomina się o tym przez zabieganie :)
Film obejrzę na pewno!
Muszę obejrzeć!! Zachęciłaś mnie i to bardzo:))
OdpowiedzUsuńNie mogę się nadziwić, że nie słyszałam o tym filmie... Na pewno obejrzę niedługo.
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten film. Uwielbiam tę historię rodzenia się uczucia między Jackiem a Joy, jakby niepostrzeżenie, od słowa do słowa, tę metamorfozę Lewisa, to jego zanurzenie się nagle w życiu - słodko-gorzkie oczywiście, bo trzeba było tego bolesnego wstrząsu żeby uświadomił sobie, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi - i wyjście z krainy cieni do prawdziwego świata. Scena ostatniej rozmowy z Douglasem była rzeczywiście niezapomniana, prócz tego mocno zapadł mi też w pamięć ten fragment, kiedy chłopiec wchodzi do szafy, zaczyna przekopywać się przez futra, z uśmiechem, z nadzieją, że zaraz zobaczy upragnioną Narnię, tymczasem znajduje oczywiście tylko tylną ściankę szafy. Czyli w gruncie rzeczy scena bardzo przykra - zderzenie dziecięcej fantazji i potrzeby ucieczki z rzeczywistością. Swoją drogą, to biedne dziecko bardzo wcześnie przeszło twardą szkołę życia, dojrzewanie w trybie ekspresowym. Współczułam obydwu.
OdpowiedzUsuńInna sprawa, że na pewno historia ta została mocno podkolorowana i zmelodramatyzowana, a Lewis filmowy jest bardziej poczciwy, niż ten prawdziwy. Czytałaś może jakąś jego biografię? Jeśli nie, polecam Ci tę, z którą sama miałam do czynienia, autorstwa Michaela White'a (http://literackie-skarby.blogspot.com/2011/01/o-sawnego-pisarza-ucieczkach-od.html). Ja muszę z kolei skombinować te ostatnio wznawiane przez Esprit biograficzne książki Lewisa - choćby recenzowane przez Ciebie w poprzedniej notce "O modlitwie" - na pewno złożyłyby się na pełniejszy obraz z tym, co już do tej pory o nim wiem.
A wracając do film - wspominam o nim w moim felietonie w jesiennym numerze Archipelagu ("Obrazy inspirujące i wyjścia ze świata cieni"), może znajdziesz ochotę i czas, żeby rzucić okiem :) Pozdrawiam.
Naia - bardzo dziękuję za Twoją wypowiedź. Co do scen z filmu, to istotnie ta scena z szafą, czyli ze zderzeniem wyobraźni i rzeczywistości też była bardzo wymowna. Trochę szkoda, że uczucie Lewisa jest tu trochę ubarwione i zmelodramatyzowane, wierzyłam, ze tak było naprawdę :) jednak i tak biografię Lewisa z pewnością przeczytam.
OdpowiedzUsuń