„Słuchaj jak szepczę” Mons Kallentoft
Mons Kallentoft dorastał w okolicach Linköpingu, a obecnie mieszka w Palmie na Majorce. Jego doskonale przyjęte przez krytykę książki o inspektor policji kryminalnej Malin Fors sprzedano w ponad trzech milionach egzemplarzy i kochają je czytelnicy na całym świecie. Również jego cykl o policjancie Zacku Herrym odnosi obecnie sukcesy w Szwecji i wielu innych krajach. Patrz, jak spadam (moja recenzja tutaj) to pierwszy tom serii, teraz kolej na Słuchaj, jak szepczę. To kontynuacja pierwszej części, Tim Blanck wraca do Palmy, gdzie podczas wakacji zaginęła jego córka. Myślał, że wreszcie wszystko się wyjaśniło, że dowiedział się, co ją spotkało. Okazało się jednak, że zaszła pomyłka i dramat zaczyna się od nowa. Emme być może żyje. Ojciec, w którym narodziła się nowa iskierka nadziei, zaczyna ponowne poszukiwania. „Tęsknota, która nigdy nie może stać się żałobą. Westchnienie, które jest rozpaczą, a ta jest wstydem”. Tym razem ślady prowadzą z Majorki na kontynent, do Madrytu, a potem do Malagi, do okrutnego i bezdusznego świata handlu ludźmi. Tim coraz głębiej pogrąża się we własnym mroku i choć podejrzewa, że ktoś wykorzystuje go jako pionka w znacznie większej grze, jest gotów poświęcić wszystko, by odnaleźć córkę i odbudować rodzinę. Ta seria książek Monsa jest zupełnie inne niż poprzednie, z pewnością wytycza nowy szlak w jego pisarstwie. Mamy tu urywki wspomnień, zarówno Tima, jak i Emmy. Taki trochę surrealistyczny obraz, na granicy jawy, snu, urojeń oraz naiwnej nadziei na odnalezienie i ocalenie. „A dopóki nie znajdzie tego, czego szuka, nic innego nie może istnieć. Wszystko, woda i ziemia, chmury i drzewa migdałowe, pękający beton, dławiące się siniki i syczące ekspresy do kawy, cała reszta, wszystko to, co znajduje się w ludzkiej przestrzeni, musi poczekać”. Bardzo lubię styl Monsa Kallentofta - pięknie i efektownie pisze o codziennych tragediach, o rozterkach duszy. Całą narrację prowadzi w czasie teraźniejszym, co sprawia, że czytelnik bardziej identyfikuje się z postaciami. Przez to jesteśmy włączeni w tempo pościgu, w wyścig z czasem, tu i teraz przenikamy do myśli bohaterów. Tutaj zaglądamy w głąb duszy bohaterów. Bardzo podobał mi się również pomysł na fabułę. Przepięknie jest tu ukazana ojcowska miłość, wspaniała relacja z córką. Oboje wiedzą, że mogą na siebie liczyć. Emma również nie straciła nadziei, że tato ją znajdzie. Tylko to pozwoliło jej przetrwać najokrutniejsze chwile. „Pływała w wyobraźni, w morzu, które istniało tylko dla niej”. Druga część serii jest mniej depresyjna niż pierwsza. Tam ponury i beznadziejny nastrój udziela się czytelnikowi. Tutaj mamy oczekiwanie na odnalezienie, na szczęśliwy finał, bo Tim jest bardzo, bardzo blisko… Jednak coś go z tego tropu próbuje odciągnąć. Śmiało mogę stwierdzić, że to będzie seria roku. Wisienką na torcie jest okładka (ponownie) - lekko hipnotyzująca, tajemnicza, zachęcająca do szalonej zabawy, z drugiej strony - mroczna i ciemna, krzycząca lub szepcząca słowa przestrogi dla młodych dziewcząt.
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Rebis za co bardzo dziękuję.
Komentarze
Prześlij komentarz