"Miłość w czasach zarazy" Gabriel García Márquez
Bardzo duże oczekiwania miałam z tą książką. Pierwszy rozdział zrobił na mnie wrażenie, szczególnie postać Juvenala Urbino, człowieka u schyłku życia, które poświecił w całości swemu miastu oraz wybrance życia, Ferminie. Ciekawie został również przedstawiony Jeremiasz de Saint-Amour i jego ukrywany sekret.
Zagłębiając się dalej muszę przyznać, że książka zaczęła mnie męczyć. Główna bohaterka- Ferminia Daza od początku nie wzbudziła mojej sympatii, jak i również Florentino Ariza. Ona - dystyngowana kobieta twardo stąpająca po ziemi, żyjąca według własnych reguł, moim zdaniem, egoistka, nie licząca się z uczuciami innych, nie potrafiąca odwzajemnić tych uczuć, nawet, jak się później okaże, do własnych dzieci. On - niepoprawny marzyciel i romantyk, któremu przypadkowe spojrzenie dało początek miłosnemu kataklizmowi. Ona odrzuca jego miłość, wychodzi za mąż za innego, pozostawiając jednak iskierkę nadziei. Florentino Ariza ból pierwszego odrzuconego uczucia gasi przelotnymi romansami w ramionach kobiet, które tak samo jak on szukają miłości i stabilizacji. Ponieważ według jego życiowego podejścia - zdobyć kobietę, którą się kocha, można jedynie, oczekując na śmierć swojego przeciwnika. Powoli zaczyna gubić się w ciasnych i grzesznych zakamarkach własnej namiętności. Losy ich się jednak ciągle krzyżują. I to sprawia, że czeka 51 lat, 9 miesięcy i 4 dni. Za bardzo dla mnie to archaiczne.
Poza tym miejsce akcji - Karaiby, zostały przedstawione bez klimatu. Autor z ogromną dokładnością opisuje, kawałek po kawałku, kolonialne budynki, ciasne uliczki, duszne salony miejscowych dygnitarzy, zawijające do portu statki, zapowiadające miastu swe przybycie dźwiękiem syren okrętowych. I właśnie za dokładnie, traci się przy tym wątek, przez to nie mogłam wyobrazić sobie tego klimatu.
I prawdopodobieństwo psychologiczne takiej sytuacji jest znikome. Jeszcze jedna scena to potwierdzająca. Podczas podroży poślubnej Ferminia i doktor Juvenal kochają się naimętnie codziennie przez trzy miesiące, natomiast, gdy wracają przestają się kochać. Mało prawdopodobne. Ale chyba na tym polega realizm MAGICZNY (opis bogactwa doznań zmysłowych, obszerne użycie symboli i metaforyki, zniekształcenie czasu, który zatacza koło, a nawet zanika, gdzie ludzkie emocje i seksualność w odniesieniu do społeczności są tematem szczegółowej analizy, i odwoływanie się do wyobraźni). Wszystko tu jest, nawet za bardzo. Do mnie ta magia nie przemawia, ale pewnie będę w mniejszości, bo wielu tak książka zachwyca. Nie ulega wątpliwości, że jest to historia najcierpliwszej miłości w historii literatury. Spełnionej u kresu życia, ale czy pięknej i szczęśliwej. Pięknej- może, szczęśliwej na pewno nie. A może ja po prostu przestałam wierzyć w czekanie i MIŁOŚĆ...
recenzja też na projekt nobkiści
Książkę mam i od jakiegoś czasu stoi na półce. Na pewno ją przeczytam, choć jak widzę na Tobie wrażenia nie zrobiła, więc spieszyć się nie będę. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńO! A mnie ta ksiązka zachwyciła. Chociaż preferuję bardziej literaturę faktu niż prozę z kręgu realizmu magicznego. Myślę, że nie można skupiać się na prawdopodobieństwie zdarzeń bo Marqueza pisze tak, że trudno szukać w pełni recjonalnego przebiegu fabularnego przyczynowo-skutkowego :) A może "Sto lat samotności"? Serdeczności
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNa mnie zrobiła ogromne wrażenie. Bardzo mi się podobała. Potem próbowałam obejrzeć film, ale to już nie to samo. Zabrakło mi tej magii, która jest w książce
OdpowiedzUsuńBo to taka bajka jest:). Dowolnie wybrana osoba spośród czwórki moich babć i dziadków zabiłaby mnie śmiechem, gdybym próbowała im sprzedać tę historię. Jej targetem są pewnie raczej ok 20 latki:).
OdpowiedzUsuńMnie się ta książka nie podobała w ogóle, a gdybym z głównym bohaterem miała do czynienia w realnym życiu, to bym zasugerowała, żeby się wybrał do psychologa ;).
OdpowiedzUsuńhttp://biedronka-inmysecretlife.blogspot.com/2010/09/miosc-w-czasach-zarazy.html
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę jakiś czas temu i moje uczucia także były mieszane, choć muszę przyznać, że klimat mnie uwiódł :)
Przeczytanie tej książki to obowiązkowa sprawa, przyznam się szczerze, że muszę się za nią zabrać:)
OdpowiedzUsuńNa mnie ta książka czeka na półce pewnie z rok albo i dłużej, kiedyś na pewno się z nią zmierzę :)
OdpowiedzUsuńI na mnie książka czeka, podobnie jak "Sto lat samotności", jakoś zwlekam z poznaniem twórczości Marqueza...
OdpowiedzUsuńTo właśnie ten, którego wstawiłam :D Zdjęcie grafitti z kamienicy w Moskwie :)
OdpowiedzUsuńDla mnie to jedna z ulubionych książek Marqueza (zaraz po "Sto lat samotności")Obejrzałam też film na jej podstawie beznadziejny, nudny jak flaki z olejem i bez iskry. Czekałam aż się skończy. Film sprawił, że nie powrócę do ksiązki.
OdpowiedzUsuńChyba też sobie ją przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńBo nawet ciekawa się wydaje ;)