„Pożegnanie jesieni” Stanisław I. Witkiewicz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
wydanie: styczeń 2010
format: 25mm x 195mm
okładka: miękka ze skrzydełkami
liczba stron: 456
Trochę się spóźniłam z recenzją i
z czytaniem tej książki. Spóźniłam, gdyż chciałam ją zamieścić, sugerują się
tytułem, na koniec kalendarzowej jesieni. Jednakże akurat pora roku nie ma tu
nic wspólnego z tytułem ani z treścią. Jaka jest więc jesieni Witkiewicza? Chociaż
bardziej trafne byłoby tu pytanie - czym jest? I myślę, że dzisiejsza data,
czyli przeddzień końca roku, lepiej pasuje tu, aby opisać wrażenia po lekturze.
Fabułę można streścić w paru
zdaniach. Atanazy Bazakbal - dość atrakcyjny 28-latek, aplikant adwokacki,
zakochał się po raz pierwszy w Zosi. Nieznajomość tego uczucia wyzwoliła w nim koncepcje
„programowej” zdrady. Zdradza więc ukochaną z Helą Bertz - bardzo piękną
dziewczyną żydowskiego pochodzenia. Po erotycznej porażce - on jednak pozostaje
spełniony, a zdradę traktuje jako doznanie metafizyczne, twierdząc, że teraz
będzie kochał bardziej - unosi się honorem i wyzywa innego potencjalnego rywal
- Prepudrecha – na pojedynek. Zostaje w nim ranny, a Hela Bertz pęka z dumy, że
to o nią się walczono. To w Zosi wywołuje uczucie zazdrości, ale przy chorym narzeczonym
staje się prawdziwą kobietą. Następnie przenosimy się już do deformowanego
świata, na drugą stronę lustra. Świat ten przypomina portrety pędzla
Witkiewicza. Każda postać jest tu przedziwna, wynaturzona, przepuszczona przez
maszynkę do mięsa, metafizyczną oczywiście. W tej machinie, gorącym kotle
gotują się razem wszelkie zdziwaczenia, zaburzenia, chore fantazje i
fascynacje. Pojedynki, podróże, romanse, a raczej gwałty mieszają tu się z
libacjami narkotyczno-alkoholowymi. Jest jeszcze Łohoyski – hrabia,
homoseksualista, kokainista. Propaguje on zbydlęcenie
indywidualne, zakochany w Atanazym, któremu proponuje ciągle nowe inicjacje
oraz Stary Bertz – ojciec Heli, „Książę Ciemności", prowadzi podejrzane
interesy, chce prześliznąć się do partii socjalistówchłopomanów. Marzy o
stanowisku ministra rolnictwa, podczas rewolucji niwelistycznej (tu nie chodzi
o komunistyczną, a o stadium wszystkim rewolucji totalitarnych XX) zostaje
przypadkowo rozstrzelany.
I tu dochodzimy do sedna - słowo
rewolucja. Taki motyw przewodni w dziełach Witkacego. Dla bohaterów jest
nieunikniona, przepowiadana i przeczuwana. Ma wszystkich bohaterów uwolnić od
nudy, być kolejną rozrywką. „Rewolucja
jako zabawa dla znudzonych, bezpłodnych odpadków ostatniej kategorii! (...)
Życie przejdzie obok niektórych z nich - o ile litościwe nie rozgniecie ich
mimochodem - i zostawi na wymarcie w nędzy moralnej, jakby na bezludnej wyspie
osamotnienia, wśród mrowia tworzącej się nowej ludzkości. Stamtąd, jak z loży,
mogą sobie patrzeć na koniec ich świata”. [str.218] Nie jest to
bynajmniej powieść tylko o rewolucji. Motywów jest tu mnóstwo - powieść o niepełnionych
artystach, o dojrzewaniu, w końcu i o dekadentyzmie. Postacie prezentują tu typową
postawą charakterystyczną dla ludzi, żyjących u schyłku XIX wieku. Czują się
ludźmi zbytecznymi, zgubionymi, poszukującymi ciągłych wrażeń, eksperymentów,
ale mają także świadomość nadciągającej katastrofy.
Zagmatwany ten styl Witkacego. Ciężkostrawny.
Akcja nie jest tu spójna, czasami przyspiesza, czasami zwalnia, ponieważ autor
wplata w nią przeróżne dygresje filozoficzno-społeczne. Na przykład odwiedziny
rannego Atanazego w szpitalu są pretekstem do ukazania rozmaitych postaw
życiowych. Ponadto pełno tu archaizmów, zapożyczeń językowych, a nawet terminologii
naukowej. Nie jest to również lektura dla tych, którzy nie mają choć
cząstkowego pojęcia o filozofii. Kiedy jednak przebrnie się przez to wszystko,
dostajemy Witkacego w całej swojej postaci. Kto inny pisał o takich wizjach kokainowych
i jej skutkach, kto inny z taką upojoną przyjemnością rozpisywał się w lubieżnych
orgiach, kto inny pisał w tak perwersyjny sposób. Ale największym plusem są tu
kunsztowne, wyszukane dialogi bohaterów, cudne metafory, te zawiłe dygresje,
idealnie zarysowane portery psychologiczne bohaterów i „przeżycia
zdegenerowanych byłych ludzi na tle mechanizującego się życia” - jak sam
pisał Witkacy.
Polecam, zanurzcie się w Witkacym,
aby poszukać Tajemnicy Istnienia, poznać postacie, które szamotały się między
sztuką a życiem, religią a metafizyką, erotyką, narkotykami i filozofowaniem. Summa
summarum powieść warta przeczytania, dobra - tak jak i moja recenzja :)
[chciałam zakończyć jak Witkacy] „A jednak dobrze jest, wszystko jest dobrze. Co - może nie? Dobrze jest, psiakrew, a kto powie, że nie, to w mordę!” [str. 453]
Zdecydowanie nie są to moje klimaty :/
OdpowiedzUsuńHehehe... Świetna recenzja. Czuję się zdecydowanie zachęcona i mam nadzieję, że nadarzy się możliwość jej przeczytania:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Nie piszę na swoim blogu książkowych podsumowań, bo i po co? I tak wybiorę to na co w danej chwili mam ochotę. Chciałabym jednak zrobić w tym dniu coś wyjątkowego. Mianowicie wyróżnić ten oto blog, a osobie, która się za nim kryje, życzyć wszelkiej pomyślności, jeszcze większej popularności, wielu cudownych przygód lekturowych oraz najcudowniejszych czytelników w internetowym świecie i realnym życiu.
OdpowiedzUsuń