"A zabawa trwała w najlepsze. Życie kulturalne w okupowanym Paryżu" Alan Riding
Wydawnictwo: Świat Książki
tłumaczenie: Piotr Tarczyński
seria: Sfery
Po klęsce w 1940 roku, rząd Vichy chciał udowodnić,
że Francja – choć pokonana militarnie – nie została zwyciężona na polu kultury.
A ta sfera była jedyną, z której Francuzi mogli być dumni. Niemcy też myśleli podobnie,
priorytetem dla nich było wzbudzenie poczucia, że wszystko wraca do normy. Wkrótce
więc otwarto teaty i opery, muzea i wystawy, kabarety i burdele, a restauracje oferowały menu po niemiecku. Po latach
pewna ówczesna francuska aktorka wspomina ze wstydem: „Byłyśmy zupełnie
beztroskie (…). Robiłyśmy sobie pedicure, cały czas chodziłyśmy do salonów piękności.
Byłyśmy bardzo młodymi, bardzo pięknymi i popularnymi gwiazdami, nic nas nie
obchodziło, co dzieje się na północy”. [str.73] Nie wszystkim było jednak tak
wstyd, nawet po latach. Część elity francuskiej uznała, że najlepszajest
kolaboracja. I nie miała specjalnych dylematów moralnych z tym związanych. Siedzieli sobie więc spokojnie akceptując okupacyjną rzeczywistość.
Nie przeszkadzało im to, że Paryż został obwieszony swastykami, a na Polach
Elizejskich defilowali codziennie niemieccy żołnierze. A tym, co nie chcieli się
pogodzić z okupacją z pomocą przyszli Amerykanie. Przeprowadzili imponującą akcję
przedostania elit francuskich za Ocean.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Świat Książki.
tłumaczenie: Piotr Tarczyński
seria: Sfery
data wydania: listopad 2012
oprawa: twarda
liczba stron: 448
W latach międzywojennych, kiedy
to Europie liczono straty i zabliźniały się rany po I wojnie światowej oraz rodziły
się nowe ideologie, w których ograniczano wolność artystyczną i intelektualną -
Paryż wciąż lśnił jako ikona kultury. Był ulubionym miejscem elit: arystokracji i milionerów kupujących dzieła sztuki, chadzających na wyścigi konne w Lasku
Bulońskim, na pokazy mody Coco Chanel czy do opery. Z całej Europy i obu Ameryk
przybywali tu malarze, pisarze, muzycy i tancerze. Szukali najczęściej
seksualnej wolności, uciekając przed dyktaturami, ale przede wszystkim z nadzieją
na zdobycie inspiracji i sławy. Paryż dzięki Akademii Francuskiej oferował
oświecenie i podniosłość, jak i rozrywki na Moulin Rouge.
Trudno się dziwić, że kiedy
niemiecka armia wkroczyła 14 czerwca 1940 roku do Paryża, to nie napotkała
oporu. Patrząc na wcześniejsze życie społeczne i kulturalne to szokiem może być
zupełny brak zainteresowania wielkimi zbrojeniami i rosnącymi ambicjami terytorialnymi Niemiec. Jeszcze w lecie 1939 roku urządzano
wystawne bale maskowe i kostiumowe, kluby noce oferowały obfity repertuar, teatry
i kina były pełne, wydawano nowe książki. W jednej tylko sferze Francuzi byli
przewidywalni. Rok wcześniej, czyli we wrześniu 1938, kiedy to Niemcy zajęły
Sudety, „Monę Lisę” i inne
dzieła tymczasowo wysłano do zamku
Chambord w dolinie Loary. Gdy wypowiedziano wojnę, 3691 obrazów zdjęto ze ścian
i ewakuowano.
Tak naprawdę to tylko namiastka ciekawostek, ale też niesamowita przejażdżka po wszystkim, co ważne we
francuskiej kulturze pierwszej połowy XX wieku. Pojawiają się wielkie nazwiska:
Camus, Gide, Malraux, , Mauriac, Matisse
i tak dalej). Alan Riding nikogo tu jednak nie ocenia, pozostawia to
czytelnikowi i historii. Co zresztą historia i tak już zrobiła. Piękna to była intelektualna
uczta. Czytałam to z wielką przyjemnością. W ogóle seria „Sfery” udała się Wydawnictwu
„Świat książki”. To lektura dla trochę ambitniejszych czytelników. A wracając jeszcze
do Francuzów i ich rozliczania się. Tak naprawdę bardzo trudno ich i ocenić, czy
robili dobrze czy źle. Każdy naród patrzy na to przez własne priorytety i
wartości. Tak jak historycy nazwali krótką opór Francuzów "dziwną wojną”, tak
można powiedzieć o społeczeństwie francuskim z perspektywy naszej – polskiej - było to dziwne. Gdy my
myśleliśmy, jak tu zdobyć broń, oni pytali „Zatańczymy?”.
Nie dawno czytałam recenzję u Montgomerry i bardzo mnie ona zaciekawiła, więc książkę zapisałam na mojej liście do przeczytania. Twoja recenzja jeszcze mnie utwierdza w chęci sięgnięcia po książkę. Ciekawy temat i podoba mi się, że autor nikogo nie ocenia - świadczy to o dużym zaufaniu do czytelnika i wierze w jego mądrość.
OdpowiedzUsuńTak, widziałam recenzję u Montgomerry, jak i Twój komentarz - szkoda, że przegapiłam taki program. A książka jak najbardziej godna polecenia.
UsuńA tak przy okazji przeglądając internet i szukając zdjęć Paryża z 1940 roku i natknęłam się na stronę z fotomontażem zdjęć obecnych i tych z 1940, ciekawe połączenia komuś wyszły :)
http://ritemail.blogspot.com/2011/02/modern-paris-and-paris-1940.html
Jaką ja mam ochotę na tę książkę, to głowa mała... :)
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej ciekawi mnie ta książka :)
OdpowiedzUsuńZapewne trochę jest kontrowersyjna, ale za to szczera. Z chęcią sięgnę.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię książki poruszające tematykę wojny. Dodatkowo nie miałam jeszcze do tej pory okazji przeczytania powieści obsadzonej w owym okresie we Francji. Po "Riding" z chęcią sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńW takim razie dla uzupełnienia polecam gorąco "Szkice piórkiem" Andrzeja Bobkowskiego jeśli jeszcze nie czytaliście - jest to obszerny dziennik, w którym przebywający w czasie wojny we Francji Bobkowski przeprowadza wspaniałą analizę zarówno Francuzów jak i Polaków oraz Niemców i Europy w całości. Wielki talent, wielka literatura - nie można się oderwać!
OdpowiedzUsuńO dzięki za polecenie :) Na pewno ciekawa pozycja. I po raz kolejny mnie Krzysiu zaskaujesz :), nie spodziewałam się u Ciebie takich szerokich zainteresowań. Pozdrawiam ciepło!
UsuńParyż powiadasz...trzeba będzie sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam dawny Paryż, a na książkę już wcześniej zwróciłam uwagę. Na pewno jej nie przegapię :)
OdpowiedzUsuńFrancuzi nie chcieli brać udziału w wojnie, bo w I wojnie światowej ponieśli ogromne straty... choć to nie usprawiedliwia zawodu jaki sprawili Polakom, nie wywiązując się ze swoich zobowiązań, to w pewien sposób tłumaczy ich bierność. Paryż był ikoną kultury i sztuki, ale o ile łatwiej o to w kraju, który nie jest tłamszony i wyniszczany z każdej strony... Łatwiej akceptować okupacyjną rzeczywistość, kiedy wygląda ona tak, jak ta we Francji, a nie tak jak ta polska...
OdpowiedzUsuńz drugiej strony - kazdy patrzy głownie na swoije priorytety, jak sama napisałas...