„Ania z Avonela” Lucy Maud Montgomery

Wydawnictwo: Biblioteka Akustyczna
wydanie: audiobook, sierpień 2013
przekładz: Ewa Łozińska-Małkiewicz
Czas nagrania: 9 godz. 58 min





Nadal jestem w kręgu powieści dla młodzieży. Tym razem powrót do lat młodzieńczych. Ania Shirley należy do moich ulubionych bohaterek literackich i to z kilku powodów. Po pierwsze, ze względu na ogromnie podobieństwo zewnętrze -piegi, rude włosy, jak i wewnętrzne - wrażliwość i parę innych cech.  Mając naście lat zmagałam się z takimi samymi dylematami co Ania. Piegi i rudości były dla mnie zmorą. I podobnie jak Ania przeżywałam z tego powodu katusze. Po drugie - imię Diana - mój drugi kompleks z dzieciństwa. Jeszcze parę lat temu, no dobra paręnaście, było to rzadkie imię. Dlatego przedstawiając się zawsze miałam wrażenie, że wychodzę na dziwoląga, a tu nagle czytam powieść, gdzie najlepsza przyjaciółka Ani, ma na imię tak samo jak ja. Jakież było moje zaskoczenie, że nie ja jedna J Teraz, śmieję się z tych mich dylematów i problemów. Włosy – podobnie jak Ani trochę mi ściemniały,  a z piegów jestem bardzo dumna. Jednak mimo tych podobieństw - bliżej mi do Ani z Avonela, niż do Ani z Zielonego Wzgórza.

Ania w drugiej części dojrzewa. Roztrzepanie i urocza gapowatość gdzieś się ulotniły. Swój wybuchowy charakterek potrafi już okiełznać, jednak dusza marzycielki i niepoprawnej romantyczki wciąż w niej tkwi. 17-letnia Ania dostaje posadę nauczycielki i nietrudno się domyślić, że szybko zdobywa sobie sympatię uczniów. Maryla pod wpływem Ani również dojrzewa - jeżeli tak to można ująć. Staje się bardziej ciepła i łagodniejsza, czego skutkiem jest przygarnięcie osieroconych bliźniąt - Dory i Dawidka, które sprawiają jej wiele kłopotów. Jednakże Maryla twierdzi, że dom w ten sposób tętni życiem. Natomiast Ania traktuje opiekę nad bliźniętami jako wyzwanie wychowawcze. W życiu Ani pojawiają się nowe "bratnie dusze" - pan Harrison, panna Lawenda, czy Paul Irving. Bardzo podoba mi się tu postawa Ani – z jednej strony mądra już życiowo, a drugiej wciąż jeszcze skłonna do marzeń i wyobrażania sobie romantycznych historii. Z resztą w powieści wielkich miłości nie brakuje – jedne dopiero pączkują, drugie – po latach, znowu wybuchają uczuciem. A już przeurocza była historia Helen Gray i jej ogrodu. Można by na koniec wysnuć refleksję - Gdzie te dziewczyny, gdzie się podziały takie dziewczęta, obdarzone taką bogatą wyobraźnią, wrażliwe, urocze, romantyczne. W dzisiejszych czasach - przepełnionych plastikowymi i przepuszczonymi przez Fotoshopa wizerunkami, w czasach wyuzdania, arogancji i hipokryzji - ze świecą szukać takich temperamentnych, a zarazem taktownych i uroczych postaci jak Ania.

Tym razem miałam okazję wysłuchać audiobooka. Ciepły głos pani Joanny Pach-Żbikowskiej  w cudowny sposób przeniósł mnie do Avonela. Postacie żeńskie były w bardzo wiarygodny sposób odczytane, gorzej z męskimi, ale to szczegół.  Bo choć nie ma tu  takich opisów przeżyć wewnętrznych jak w „Ani z Zielonego Wzgórza”, to nie brakuje scen, gdzie podobnie jak Ania, można jedynie popaść w zachwyt. Cudownie-uroczo-czysta. Polecam!


Biblioteka Akustyczna




Komentarze

  1. Zdecydowanie wolałam stare okładki. Do XIX-wiecznej powieści bardziej pasuje coś klasycznego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, sama nie wiem, który tom o Ani jest moim ulubionym! Największa wartość tej serii polega na tym, że bohaterka wciąż dojrzewa, poznaje sama siebie, dlatego można się z nią identyfikować na różnych etapach życia:)
    Tylko dlaczego wydawcy wciąż zmieniają imiona? Mam wrażenie, że bliźnięta w "mojej wersji" nosiły imiona Tadzik i Tola (?) - ciekawa jestem wersji oryginalnej:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Teraz zauważyłam, że pani tłumacz nosi moje nazwisko! Ciekawe, czy jesteśmy spokrewnione, w końcu nie jest to szczególnie popularne nazwisko :D

      Usuń
    2. Tak była Tola i Tadzik, też się nad tym zastanawiałam - dlaczego w różnych tłumaczeniach pojawiają się inne imiona i rzeczywiście ciekawe jak brzmą w oryginale

      Usuń
    3. Może jakaś nieznajoma daleka krewna, kto wie? ;)

      Usuń
  3. Chętnie posłuchałabym... lata świetlne temu przeżywałam losy Ani, chętnie do tego wrócę:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Również jestem wielbicielką Ani i bardzo żałowałam, że nie mam piegów. Latem ciągle wystawiałam nos do słońca, żeby mi ich choc kilka namalowało. A! I chciałam mieć na imię Diana. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

popularne posty