„Maria Skłodowska-Curie i jej córki” Shelley Emling
wydawnictwo: Muza SA
data wydania: 8 maja 2013
tłumaczenie: Wojciech Górnaś
tłumaczenie: Wojciech Górnaś
tytuł oryginału: Marie Curie and her Daughters
oprawa: twarda
liczba stron: 312
oprawa: twarda
liczba stron: 312
Początek będzie dość smutny. Oto mała
dziewczynka, która bardzo wcześnie straciła matkę. Oto dziewczynka, która zawsze
była prymuską i wcale nie miała przez to lekko. Oto dziewczynka, która musiała
przerwać naukę i podjąć pracę guwernantki. Oto kobieta, która przekopywała się
przez tony smółki uranowej, aż w końcu odkryła nowy pierwiastek. Oto kobieta,
która szybko została wdową, wychowującą dwie małe córeczki. Oto kobieta-żona,
kobieta-matka, kobieta-kochanka, kobieta-naukowiec, w końcu kobieta-noblistka.
Pierwsza wśród fizyków i chemików grona zdominowanego przez mężczyzn.
Siła, czystość woli, surowości wobec siebie
samej, obiektywizm i trzeźwości osądu – rzadko udaje się wszystkie te cechy
znaleźć w jednej osoby. Rzadko, nie oznacza jednak wcale. Albert Einstein tak
wspominał właśnie swoją wieloletnią przyjaciółkę-Marię “gdyby choć cząstka siły
ducha i poświęcenia, które charakteryzowały madame Curie, udzieliła się
intelektualistom, Europa mogłaby spokojniej patrzeć w przyszłość”. W niełatwych czasach przyszło żyć Marii – zniewolony kraj,
rusyfikacja, świat nauki zdominowany przez mężczyzn, bardzo ksenofobiczny i
hermetycznie zamknięty dla kobiet, aż w końcu czasy, gdzie ludzie skandale
przekładali nad zdobycze nauki.
Nie jest to biografia poświęcona każdemu
okresowi z życia noblistki. Autorka wybrała najważniejsze i najbardziej burzliwe
fakty z życia Skłodowskiej-Curie. Zaczyna się od romansu, w jaki wdała się
Maria po śmierci męża. Wybranek miał niestety żonę i dzieci, na dodatek był młodszy od niej. Francuzi byli tym zniesmaczeni, oskarżali ją o rozbijanie
rodziny i nazywali pogardliwie “cudzoziemką”. Nawet przyznanie drugiej Nagrody
Nobla niewiele pomogło. Z pomocą przyszła amerykańska dziennikarka Marie
Meloney, która okazała się wielką fanką Marii, a potem jej wieloletnią przyjaciółką i
powierniczką. Podróż do Stanów trochę podreperowała reputację noblistki. I
wydaje mi się, że po to autorce chodziło. W ogóle cała biografia jest jakby
próbą ukazania Marii w innym świetle – nie idealnej pani naukowiec, twardej i
opanowanej, tylko kobiety z krwi i kości, która posiada emocje i popełnia błędy.
Podobnie ukazanie są relacje z córkami.
Irena – starsza, nieprzykładająca uwagi do wyglądu, tak samo opanowana i zrównoważona jak matka, praktycznie wierna
jej kopia. Kobieta-naukowiec w pełnej krasie, oddana nauce, a co najważniejsze
czerpiąca z tego radość, siłę i motywację od dalszej pracy. Z drugiej strony
Irena podsiadała, przekazaną jeszcze przez matkę, ogromną świadomość postępu nauki i
niebezpieczeństwa jakie niosą za sobą pierwiastki promieniotwórcze. Matka i córka zapłaciły za to najwyższą cenę – cenę zdrowia i życia,
gdyż długotrwała praca w laboratoriach skróciła im kilka może kilkanaście lat
życia. Natomiast Ewa w ogólnie nie podzielała pasji matki i była raczej
romantyczką o artystycznym zacięciu. Uosabiała piękno zewnętrzne i wewnętrzne. Dawała koncerty fortepianowe, krótkie
recitale, a po wyjeździe do Ameryki została korespondentką wojenną i spisała
biografię matki. W korespondencji z dziewczynkami oraz z osobistych relacji -
Maria bynajmniej nie jawi się jako nadopiekuńcza matka, nawet gdy jej własne
problemy ją przytłaczały, ani na chwilę nie obniżyła wysokich wymagań, które
stawiała córkom, czuwała nad nimi nieustannie, cały czas troszcząc się o ich
przyszłość, choć zdawała sobie sprawę, że nie poświęca im należycie dużo czasu.
Na podkreślenie zasługuje fakt, że uczona nigdy nie opatentowała technologii
pozyskiwania radu, skąd miałaby niemały dochód. Z uporem powtarzała, że rad to
pierwiastek należący do wszystkich ludzi i nikt nie powinien się na nim
bogacić.
Piękna to była opowieść o dwóch pokoleniach
trzech charyzmatycznych kobiet, gdzie każda z nich zdawała siebie sprawę z misji,
jaką ma do wykonania dla świata i ludzkości. Opowieść o nietuzinkowych kobietach, które
godziny spędzały w laboratoriach z fiolką w ręku, pełne skupienia, opanowania i
błysku w oku.
W całej biografii czegoś mi jednak zabrakło.
Pominięte zostało praktycznie całe dzieciństwo Marii, cały pobyt w Polsce,
nieszczęśliwa miłość, odejście od wiary, stosunki z rodzicami i wpływ ich
wychowania. A przecież to, że stała się tak wielką uczoną, zdolną do tylu
poświęceń i wyrzeczeń było zasługą rodziców, wpajania wartości, ideałów. Nie
wiem dlaczego autorka nie poświeciła temu więcej miejsca. Shelley Emling nie wspomina
również o małżeństwie z Piotrem, o ich wzajemnych relacjach, wspólnych
pasjach. Niemniej jednak Maria Skłodowska-Curie należy jak najbardziej do
kobiet, której życiorys warto znać. Jej postawa może być też przykładem dla
wielu młodych ludzi, którzy zaczynają przygodę z nauką. Takie cechy jak upór,
siła woli, determinacja, radość płynąca z pracy i przeświadczenie, że nie robię
czegoś tylko dla siebie, tylko dla wielu – są jak najbardziej pożądane.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza
Mi też czegoś w tej książce brakowało. zawiodłam się i czułam niedosyt. Niestety. Uważam, ze są lepsze biografie noblistki na rynku :/
OdpowiedzUsuńA ja byłam zadowolona z lektury. O dzieciństwie i relacjach z Piotrem powiedziano wiele, natomiast o jej późniejszych latach - jak zauważyła autorka - wcale nie tak dużo. Oczywiście idealną sytuacją byłaby taka, że jedna książka obejmuje całe życie bohaterki, ale i tak czuję się usatysfakcjonowana lekturą:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Nie czytałam tej książki, ale słyszałam raczej pozytywne komentarze na jej temat. Coś w tym musi być:) Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńKsiążka czeka na półce na swoją kolej. Po jej lekturze na pewno podzielę się wrażeniami. ;)
OdpowiedzUsuńBiografia Marii C-S stoi u mnie na półeczce. Przez listy nie przebrnęłam, były zbyt chaotyczne, wielu brakowało i były jak puzzle, którym brakuje elementów, aby ułożyć całość.
OdpowiedzUsuńDo chemii mi daleko, ale o Marii chętnie bym przeczytała. Jej życie jest naprawdę idealną opowieścią. Jak będę miała okazję, sięgnę po tę książkę. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńMuszę się przyznać, że ostatnio mam ochotę właśnie na biografię :) Tyle, że jak na razie mój stosik jest jeszcze dość spory, ale zapisuję sobie, że MUSZĘ przeczytać :) Bardzo podoba mi się okładka :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :)
Fajna, ale czegoś mi w niej brak, jakaś taka za amerykańska, za lekka, za płytka, jak na taaaką uczoną i taką matkę.
OdpowiedzUsuńKsiążka nie dla mnie, ale recenzja piękna!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Margoo:)
Niespecjalnie przepadam za literackimi biografiami. Muszą one mieć to przysłowiowe coś. Niestety, nawet do tych tytułów nie zaglądam, by stwierdzić, że zapowiada się ciekawie.Postać musi mnie naprawdę fascynować, by czytać o jej życiu.
OdpowiedzUsuń