„Szept cyprysów” Yvette Menessis Corporon
Wydawnictwo: Rebis
data wydania: 29.07.2014r.
tytuł oryginału:
Reszta czytelników z pewnością będzie zachwycona. Sama okładka zachęca już do zanurzenia się w klimat, gdzie słychać szum morza, widać jego nieskazitelny błękit, który zlewa się z niebem, czuć zapach świeżych ziół, a soczyste owoce są na wyciągniecie ręki. A jeśli ktoś ma do tego czyste serce, może usłyszeć o czym szepczą cyprysy... Mają one bowiem wielką moc, mogą wskazać odpowiednie ścieżki, trzeba tylko umieć się w nie wsłuchać...
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Rebis za co bardzo dziękuję.
data wydania: 29.07.2014r.
tytuł oryginału:
„...kiedy
nie wiemy, jaką ścieżkę wybrać, czujemy się bezsilni i zagubieni. Wtedy
wystarczy się zatrzymać i posłuchać. Często coś, co może nas ocalić, jest tuż-tuż,
i tylko czeka, aż to odkryjemy. Szept cyprysów zawsze unosi się z wiatrem,
wystarczy się wsłuchać”.
[str.256] Te słowa wypowiada babcia głównej bohaterki. Babcia Evangelia, jajá,
mieszka na maleńkiej wysepce Erikusie, leżącej 13 kilometrów na północ od
Korfu.
Wyspy
Jońskie często nazywa się "Siedmioma Wyspami", choć w rzeczywistości
jest to grupa, którą tworzy kilka większych wysp i mniejsze wysepki, między
innymi właśnie Erikusa. Na tej wysepce czas płynie inaczej, można powiedzieć,
że się zatrzymał. Ludzie nigdzie się nie spieszą, żyją w życzliwych sąsiedzkich
stosunkach, a życie codzienne nierozerwalnie przepełnione jest tradycją. Wdowy
chodzą cały czas w czarnych sukienkach, nie wychodzą ponowie za mąż i zajmują
się przyrządzaniem regionalnych potraw. Do tego miejsca powraca Daphne, która
parę lat temu wyjechała stąd z rodzicami do Nowego Jorku. Na Erikusie została
jej babcia. To dzięki niej poznawała rytm i klimat wyspiarskiego życia. Podczas
ciepłych, długich wieczorów wysłuchiwała mitów i opowieści, które prawiła jajá.
Amerykańska ziemia nie była zbyt szczęśliwa dla Daphne. Najpierw w
tragicznym wypadku zginął jej mąż-Aleks, a potem rodzice. Młoda kobieta została
sama z malutką córeczką i stertą rachunków do zapłacenia. Postanowiła postawić
wszystko na jedną kartę, wziąć kredyt i otworzyć grecką restaurację. I właśnie
w banku poznała Stephana, bardzo bogatego bankiera. Zaręczyła się z nim, a ślub
zaplanowała na wyspie swojego dzieciństwa.
Miała
rozpocząć nowe życie, w którym czekały na nią luksusy, finansowe bezpieczeństwo
i wszystko, o co walczyła i modliła się przez samotne lata od śmierci Aleksa.
Jednak pobyt na wyspie sprawia, że oprócz uczucia podekscytowania nagle pojawia
się melancholia. Zaczyna czuć się uwieziona między światem tradycji a
wymaganiami, jakie stawia przed nią kariera zawodowa i małżeństwo ze Stephanem.
Babcia Evangelia uświadamia jej proste reguły, jakimi kieruje się życie oraz
zależność od rytmu przyrody. Daphne zaczyna ponowie wierzyć w te cenne lekcje.
Wyzbycie się pychy, zachłanności, zazdrości i mściwości oraz w magia, która
jest w każdym człowieku, to świat wartości wpajanych jej przez babcię.
Nastrojowa
to powieść. Czuć tu niesamowity grecki klimat, spokojny, melancholijny. No i
jedzenie. Wszystko tu pachnie świeżymi ziołami i przyprawami. „Spanakopita,
placek serowo-szpinakowy i spourthopita, świeżo wyjęty z pieca kurczak,
przyprawiony cytryną i oregano, półmisek słynnych smażonych talarków i wielka
misa choriatiki - pysznej greckiej sałatki z krojonymi rubinowymi
pomidorami, plastrami ogórków i niedawno wyciętej czerwonej cebuli, tak ostrej,
że szczypała w oczy”. [str.65] Duże drzewa cytrusowe z gałęziami
uginającymi się od owoców, oliwki marynowane w beczce, malowane w
biało-niebieskie wzory donice, w których rośnie bazylia. Wszystko to składa się
na ten smakowicie-leniwy klimat. Dlatego czyta się to bardzo przyjemnie, mając
przed oczami turkusowe morze, białe tynki domków i mnóstwo pachnących ziół.
Niestety
klimat to nie wszystko i książka ma pewne minusy. Jest to przede wszystkim
fabuła, całe losy Daphne. Młoda wdowa, z małym dzieckiem i stertą rachunków
idzie pewnego dnia do banku i tam, od razu olśnienie! Przystojny i bardzo
bogaty bankowiec, z marszu, w niej się zakochuje. Ona go oczywiście zwodzi przez
rok, a on wytrwale na nią czeka, obsypując ją luksusowymi prezentami (suknia
ślubna ze sklepu na Piątej Alei). Taki to amerykański sen szarej myszki, która
nagle staje się ekskluzywną bizneswoman. Daphne - pamiętając o swoich
korzeniach - wymusza na narzeczonym ślub na greckiej wyspie. A tam, pojawia się
nowy obiekt westchnień - namiętny, trochę nieokrzesany, rodowity Grek. Serce
czy rozum? Spokojny i bezpieczny byt czy burza namiętności? Takie to trochę
przerysowane. Dlatego tej książki nie powinny czytać kobiety miedzy 30. a 38.
rokiem życia, te po przejściach, z bagażem doświadczeń. Gdyż potem wyobrażenia
- że ja też nagle mogę spotkać przystojnego i bogatego bankiera, dla którego
nie ma znaczenia moja przeszłość - mogą mieć się nijak do rzeczywistości. A po
co potem żyć złudzeniami.
Reszta czytelników z pewnością będzie zachwycona. Sama okładka zachęca już do zanurzenia się w klimat, gdzie słychać szum morza, widać jego nieskazitelny błękit, który zlewa się z niebem, czuć zapach świeżych ziół, a soczyste owoce są na wyciągniecie ręki. A jeśli ktoś ma do tego czyste serce, może usłyszeć o czym szepczą cyprysy... Mają one bowiem wielką moc, mogą wskazać odpowiednie ścieżki, trzeba tylko umieć się w nie wsłuchać...
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Rebis za co bardzo dziękuję.
OdpowiedzUsuńMoja granica wiekowa akuratna, mieści się poza wspomnianym okresem;) Wchłonął mnie klimat greckiej wyspy. Ach, pobyć tam choć parę godzin! Lektura na lato, nawet bardzo:)
Ta granica, to oczywiście uproszczenie i raczej z przymrużeniem oka to traktuję ;) Ale klimat grecki tu wchłania, to fakt, zatem polecam :)
UsuńNie da się ukryć, że to uproszczenie będzie zgrzytać. Bo oto nagle kobieta poznaje bogatego, przystojnego faceta w momencie, w którym właśnie takiego potrzebuje :P Ale jestem skłonna dać się porwać tej wakacyjnej lekturze i przymknąć na to uproszczenie oko. Oczywiście teraz, a jak będzie w trakcie czytania to się dopiero okaże :)
OdpowiedzUsuńMożna akurat tutaj przymknąć na to oko, ponieważ grecki klimat to rekompensuje. Ale ja mam alergię na takie amerykańskie "love story", zawsze tam występuje kobieta, po przejściach, z dziećmi i nagle zjawia się książę (bogaty oczywiście i bardzo przystojny), który zatraca się w miłości do niej ;)
OdpowiedzUsuńMnie też często taki motyw zgrzyta, więc nie dziwę się, że Cię to denerwuje.
UsuńSzkoda, że autorka poszła w ten galimatias uczuć, ale co do "smakowicie-leniwego" klimatu, to uwielbiam... nie skreślam zatem:)
OdpowiedzUsuń