„Obsesja Eve: Jutra nie ma” Luke Jennings

Wydawnictwo: Rebis
data wydania: 27 sierpnia 2019r. 
tytuł oryginalny: Killing Eve. No Tomorrow, tom 2
przekład: Maciej Szymański
oprawa: broszura klejona ze skrzydełkami
liczba stron: 262



Psychopatka, która praktycznie w życiu nie ma empatii, nie ma emocji. Ale jest coś, czego pragnie najbardziej na świecie: czuć. Zabijanie przynosi jej rozkosz, ale tylko chwilową. Jest w tym dobra, zabija z łatwością, więc doznania są coraz słabsze. Musi zatem szukać czegoś, co potęguje podniecenie. Co sprawi, że jej spryt, jej kunszt, a także groza jej uczynków będą należycie docenione. Tak ocenia swoją rywalkę Eve Polastri, kobieta, która tropi seryjną morderczynię. Gra toczy się o najwyższą stawkę, rosyjska wyszkolona zabójczyni kontra brytyjska agentka. 

W pierwszej części książki „Obsesja Eve: Kryptonim Villanelle” został zapoczątkowany szpiegowski wyścig obu kobiet dookoła świata. Dlatego warto zacząć od pierwszego tomu. Villanelle jest z pewnością narcystyczną socjopatką i za pomocą pasywno-agresywnej prowokacji próbuje osłabić przeciwniczkę. Lubi kontrolować sytuację, potrafi zakraść się do mieszkania Eve, tylko po to, aby dać jej coś w prezencie. Robi to tylko w jednym celu, aby zyskać psychologiczną przewagę. Eve obserwuje ją od dłuższego czasu i próbuje rozszyfrować jej kolejny krok. Zauważa, że Villanelle zaczyna coraz bardziej ryzykować, a to daje jej szansę na schwytanie jej. Ale czy możliwie jest zwycięstwo którejkolwiek z kobiet o tak silnych charakterach?

Luke Jennings znowu na koniec zostawia otwartą furtkę, wiele spraw jeszcze nie zostało dopiętych. To właśnie sprawia, że powieść czyta się w szybkim tempie, a czytelnik ciągle się zastanawia, która z kobiet wyciągnie teraz asa z rękawa. Eve depcze Villanelle prawie po piętach, ale zawsze coś ponowie jej przeszkadza. Bardzo lubię powieści, w których kobiety mają silną osobowość. I choć uważam, że postać Villanelle jest trochę przerysowana, to wcale mi to nie przeszkadzało. Momentami budzi ona sympatię, podziw i współczucie. 

Podobał mi się jeszcze jeden fragment, który może być przesłaniem, nie tylko w tej książce, ale i w życiu. To moment, kiedy Eve jest w Wenecji i zatrzymuje się chwilę oczarowana pięknym widokiem. Kobieta ma na sobie sukienkę-mgiełkę od Laury Fracci i bransoletkę z różowego złota. Jej włosy upięte są w najmodniejszy francuski kok. Spogląda właśnie na kopułę bazyliki Santa Maria della Salute, wzniesioną u dalekiego wylotu laguny. „Niemal zbyt wiele piękna, by to znieść, myśli wzruszona. I wszystko to pomału umiera. Jak my wszyscy, dodaje cichy głos w jej umyśle. Dlatego jutra nie ma, jest tylko dziś”.   

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Rebis za co bardzo dziękuję.


Komentarze

popularne posty