„Nawałnica mieczy: Krew i złoto” George R.R. Martin
Wydanie: Zysk i S-ka
wydanie: 7 kwietnia 2014
cykl: Pieśń Lodu i Ognia (tom 3.2)
tytuł oryginału: A Storm of Swords, vol. II: Blood and Gold
tłumaczenie: Michał Jakuszewski
oprawa: miękka
liczba stron: 636
wydanie: 7 kwietnia 2014
cykl: Pieśń Lodu i Ognia (tom 3.2)
tytuł oryginału: A Storm of Swords, vol. II: Blood and Gold
tłumaczenie: Michał Jakuszewski
oprawa: miękka
liczba stron: 636
„Pamiętaj o tym, (...) gdy sama przyłączysz się do gry.
-Jakiej…
jakiej gry?
-Jedynej.
Gry o tron”. [s. 264]
Istotnie,
gra jedyna, ale uczestników wielu, a chętnych po przyłączenia się również nie
brakuje.
„Nawałnica
mieczy: Krew i złoto” to druga część trzeciego tomu. W pierwszej części działo
się stosunkowo niewiele, akcja zwalniała tempo, a fabuła skupiała się na
rozterkach miłosnych i planach ślubnych kilku bohaterów. Postacie zmagały się
ze śniegiem i mrozem, bądź zaczynały kuć stal potrzebną na miecze. W drugiej
części mamy zdecydowane zwroty akcji, nieoczekiwane rozwiązania wątków, zdrady,
bitwy, pojedynki, morderstwa przesiąknięte krwią i chęcią zdobycia złota.
Dlatego nie bez przyczyny podtytuł brzmi: „Krew i złoto”.
Nie ma sensu
streszczać tu fabuły. Mamy bowiem tu
wszystko, co może urzekać w powieściach. Po pierwsze - rozbudowany świat,
niezwykle oryginalny i spójny, dopieszczony w każdym szczególe. Krainy za
Wąskim Morzem, siedem królestw, ogromne cywilizowane tereny, bardzo
zróżnicowane i zaludnione, oddzielone wielkim Murem na północy, za którym kryją
się dzicy i Inni. Wszystko to dzieje się w średniowiecznych klimatach,
okraszonych sporą dawką baśniowości, magii oraz nadnaturalnych mocy. Chylę
czoła przed Martinem za tak spójnie wykreowane światy, można te wszystkie
krainy ułożyć w krwawe puzzle. Mieszają tu się różne kultury, różne wierzenia. Zróżnicowane społeczności mają odrębne prawa, zwyczaje. Zachwycać mogą miasta
takiej jak: Astapor czy Wolne Miasto Braavos.
Po drugie –
postacie z krwi i kości, postacie, które dorastają, które zmieniają poglądy.
Możemy obserwować jak nasi bohaterowie się zmieniają. Pojawiają się nowe
twarze, a pierwszoplanowe odchodzą. Martin nie ma bowiem litości dla swoich
„wykreowanych dzieci”. Ludzie żyją tu zwykle krótko i intensywnie. Niektórzy
kończą tragicznie, a nie rzadko muszą dokonywać takich wyborów jak bohaterowie
greckich tragedii. Narracja prowadzona z wielu perspektywy, daje możliwość
poznania „wnętrza” Tyriona, Jaimego, Daenerys, Joana, Sansy czy Ayrii. Wszyscy
płacą też cenę za swoje wybory i właściwie wszyscy idą z rzeczywistością na
mniejsze czy większe kompromisy, tracąc niewinność (czasem życie) w miarę, jak
zanurzają się coraz głębiej i zachłanniej w wielką grę królów. Możemy też
śledzić jak zmienne mogą być oceny samego siebie dokonane w różnych, odmiennych
warunkach.
Po trzecie –
wielowątkowość. Przy tak wielkiej różnorodności postaci i wątków, sztuką jest
utrzymanie fabuły w ryzach. Martinowi to się udało. Wszystko jest spójnie i
logiczne. Dlatego należy czytać cykl od pierwszego tomu, nie wyobrażam sobie
zaczynanie od trzeciego.
Powieść
Martina jest zdecydowanie przeznaczona dla dorosłych, dojrzałych czytelników.
Chociaż przy skali popularność cyklu, jak i komercyjnej ekranizacji, śmiem
wątpić w to, że czytają ją jedynie dorośli. Nie jest to opowieść o uroczym
domatorze, który wyrusza w daleką podróż, żeby odkryć tajemnicę swojego
pochodzenia, spotkać czarodzieja, który wprowadzi go w arkana sprawowana
władzy, a przy okazji ocali kilka istnień. Cały cykl ma posmak mrocznej,
brutalnej i sekretnej historii, której nie znajdziemy na kartach podręczników
czy w kronikach opisujących bitwy. Daleko tu również do pruderii czy
subtelności, choćby w sferze erotycznej, tutaj miłość i pożądanie bywa potężną
i często destrukcyjną siłą.
Cóż można
dodać więcej. Jedynie można przyłączyć się do gry.
Komentarze
Prześlij komentarz