„Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym” Grażyna Jagielska
Wydawnictwo: Znak
wydanie: styczeń 2013
oprawa: miękka ze skrzydełkami
format: : 140 x 205
liczba stron: 208
„Moje życie podzieliło się na okresy oczekiwania i powrotów,
przy czym lepiej pamiętam oczekiwanie. Powroty się zlewają, zawsze wyglądały
tak samo: Wojtek otwiera sobie drzwi kluczem, który ze sobą zabiera, mówi: 'No
to jestem'”. [str.60] Wojtek to Wojciech Jagielski - pisarz, publicysta i
korespondent wojenny. O jego książce „Modlitwa o deszcz" pisałam tutaj. Grażyna
- to jego żona, która swoją książkę zaczyna dość wstrząsająco: „Dzisiaj mijają
trzy miesiące, odkąd przyjęto mnie do kliniki psychiatrycznej z objawami stresu
bojowego. Tak naprawdę jest to stres mojego męża, ale on zawsze oddawał mi
wszystkie moje kłopoty”. [str. 5]
Dla przeciętnego zjadacza chleba wojna to jakaś odległa sprawa, której relacje może pooglądać w telewizji. Przeraża nas owszem, ale nie czujemy jej na własnej skórze. Życie codzienne nie ma szans w porównaniu z wojną. Wojciech Jagielski jako reporter "Gazety Wyborczej" opisywał najważniejsze konflikty ostatnich dwudziestu lat. Był wszędzie tam, gdzie zapowiadało się na konflikt i czekał na wojnę. Tam było Wydarzenie, które trzeba koniecznie opisać, przekazać światu. Osiem razy Azerbejdżan, pięć razy Tadżykistan, dziewięć razy Gruzja, pięć razy Czeczenia, jedenaście razy Afganistan, pomiędzy jeszcze Uzbekistan, Turkmenia, Osetia Południowa. Razem wyszło 53 wojny.
I prawie tyle samo rozstań, i powrotów.
On wyjeżdżał, ona czekała. Z początku dni mijały powoli, zlewały się jeden z drugim, były takie same, w takim samym transie i schemacie – wyjść po zakupy, nakarmić dziecko, wyprowadzić psa. Inaczej liczyła tylko dni, podzieliła je na mniejsze okresy: do przyszłego miesiąca, do wiosny, do świąt. Powoli jednak zamykała się w tym swoim świecie czekania. Nawet już psy reagowały na czołówkę BBC, oznaczającą, że za chwilę ktoś w telewizji poda nowe informacje o losie jakiegoś oblężonego miasta.
„Czekałam, aż ktoś do mnie zadzwoni i
powie, że to już koniec. Nie chodziło mi o to, żeby to był szczęśliwy koniec,
tylko jakikolwiek. Myślę, że czasem można chcieć już tylko, żeby coś się
skończyło, obojętnie tak". [str.53] Ten dźwięk telefonu powodował jednak
powoli obsesję. „O tym, że telefon zadzwoni, wiedziałam sekundę przed tym,
jak dzwonił naprawdę. Miałam go w środku, we mnie odzywał się najpierw, dopiero
później na półce w salonie. Mimo to zawsze był zaskoczeniem – rozrywał
mieszkanie na kawałki, przez chwilę drążył moje tkanki, robił sobie we mnie
miejsce. Siedząc z psem pod piecykiem w kuchni, skupiałam się na tym dźwięku,
który mnie za chwilę rozszarpie. Prosiłam znajomych, żeby nie dzwonili, bo nie
panuję nad telefonem, robi sobie we mnie korytarze”. [str.55]Dla przeciętnego zjadacza chleba wojna to jakaś odległa sprawa, której relacje może pooglądać w telewizji. Przeraża nas owszem, ale nie czujemy jej na własnej skórze. Życie codzienne nie ma szans w porównaniu z wojną. Wojciech Jagielski jako reporter "Gazety Wyborczej" opisywał najważniejsze konflikty ostatnich dwudziestu lat. Był wszędzie tam, gdzie zapowiadało się na konflikt i czekał na wojnę. Tam było Wydarzenie, które trzeba koniecznie opisać, przekazać światu. Osiem razy Azerbejdżan, pięć razy Tadżykistan, dziewięć razy Gruzja, pięć razy Czeczenia, jedenaście razy Afganistan, pomiędzy jeszcze Uzbekistan, Turkmenia, Osetia Południowa. Razem wyszło 53 wojny.
I prawie tyle samo rozstań, i powrotów.
On wyjeżdżał, ona czekała. Z początku dni mijały powoli, zlewały się jeden z drugim, były takie same, w takim samym transie i schemacie – wyjść po zakupy, nakarmić dziecko, wyprowadzić psa. Inaczej liczyła tylko dni, podzieliła je na mniejsze okresy: do przyszłego miesiąca, do wiosny, do świąt. Powoli jednak zamykała się w tym swoim świecie czekania. Nawet już psy reagowały na czołówkę BBC, oznaczającą, że za chwilę ktoś w telewizji poda nowe informacje o losie jakiegoś oblężonego miasta.
To czekanie sprawiło, że Grażyna nie zauważała zmian zachodzących w otaczającym ją świecie. Poruszająca jest rozmowa z synem, który prosi, aby mama zapisał go do szkoły, bo przecież zaraz będzie wrzesień albo spotkanie z dawną przyjaciółką w supermarkecie, kiedy wydawało się jej, że niedawno się rozstały, tymczasem nie widziały się trzy lata. Mąż wracał pełen wrażeń, zachwycony, że uczestniczył czymś niezwykły i przełomowym. Opowiadał o ludzikach, których spotkał, którym pomógł i którzy jemu pomogli. Czasami te historie nie nadawały się do opisania i przekazania – były zbyt wstrząsające. Potem wszyscy ci ludzie, których spotykał podczas swoich podróży i o których potem opowiadał, zagnieżdżali się w ich mieszkaniu, byli w notatkach na biurku, przy stole, przy wspólnych rozmowach, wchodzili meble, wszędzie były ich ślady. Następnie Wojtek (bo tak o nim pisze pani Grażyna) upewniał się, że w domu wszystko w porządku, opłacał wszelkie rachunki i znowu wyjeżdżał. Grażyna dalej czekała. W końcu któregoś dania nie wytrzymała: „Jesteś jak narkoman! (…) Rzucasz to albo ćpamy razem!” [str.83]– powiedziała mu pewnego dnia i razem pojechali do Kabulu.
Dawno już nie przeczytałam tak poruszającej książki. Intymnej, ale nie ciepłej. To niebanalna opowieść o strachu i obsesji utraty kogoś bliskiego, ciągle narażonego na śmierć. To również historia o ogromnym poświęceniu i bezgranicznym oddaniu, polegającym na podporządkowaniu wszystkich swoich ambicji i pragnień pasji ukochanej osoby, o szukaniu pośród zgliszczy wojny tego udanego, wspólnego życia. Jestem pod ogromnym wrażeniem dojrzałości pisarskiej pani Grażyny, pod wrażeniem jej mądrości życiowej. To przepiękne świadectwo ceny, jaką płaci kobieta za życie z korespondentem wojenny, ale to też przepiękny obraz miłości, właśnie takiej z kamienia. Nie do ruszenia przez żaden konflikt zbrojny, przez żadną wojnę.
POLECAM GORĄCO!
Ostatnio na wp.pl czytałam artykuł o tej książce i czekałam na recenzję. Cieszę się, że warto, bo bardzo chcę przeczytać. :)
OdpowiedzUsuńTeż czytałam ten artykuł i gdy tylko pojawiła się okazja przeczytania książki ani chwili się nie wahałam :)
UsuńZawsze kiedy czytam o ludziach typu podróżnicy, korespondenci wojenni myślę o ich rodzinach. Bać się o życie kogoś bliskiego przez jedną wojnę, która akurat nawiedziła nasze strony, to coś tak traumatycznego, że nie jestem sobie w stanie tego wyobrazić, ale bać się całe życie? To wydaje się nie do zniesienia. Myślę, że to dużo trudniejsze, niż samemu wyruszyć na wojnę.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że istnieje taka książka. Teraz na pewno ją przeczytam.
Dokładnie - tu są dwie strony medalu i trudno powiedzieć kto cierpi bardziej - ci, co wyjeżdżają czy ci, co czekają?
UsuńOstatnio bardzo głośno o tej książce i widzę, że w pełni zasłużenie po Twojej recenzji. Podziwiam panią Jagielską... Ja nie dałabym rady...
OdpowiedzUsuńTeż chyba nie dałabym rady, chociaż siła rażenia miłości jest czasami większa niż siła rażenia wojny...
UsuńNie wyobrażam sobie jak można funkcjonować normalnie, gdy życie bliskiej osoby niemal przez cały czas jest zagrożone. Ewa napisała, że o tej książce jest ostatnio głośno, ja jakoś nie słyszałam o niej aż do teraz, ale to nie ma znaczenia, bo na pewno postaram się przeczytać. Prędzej czy później.
OdpowiedzUsuńFakt, nie można funkcjonować normalnie, prędzej czy później to się na czymś lub kimś odbije, a książkę polecam zdecydowanie!
UsuńReporterzy narażają się z własnej woli, ale ich rodzin nikt nie pyta, czy chcą tygodniami i latami czekać, denerwować się i tęsknić. Na książkę zwróciłam uwagę gdy tylko zobaczyłam ją w zapowiedziach. W planach na najbliższą przyszłość mam "Wypalanie traw" - pana Jagielskiego więc tym chętniej przeczytałabym też tę książkę :)
OdpowiedzUsuńNiekoniecznie z własnej woli - to taki rodzaj pasji, która przeradza się w uzależnienie i też im trudno z tym zerwać.
UsuńA ja zawsze marzyłam, aby zostać korespondentką wojenną. Do dziś strasznie zazdroszczę tym dziennikarzom, którzy jadą i opisują z bliska prawdziwą wojnę. Tak naprawdę są w komfortowej sytuacji w porównaniu z tym, których opisują, bo potem mogą wrócić do prawdziwego życia, bezpiecznego życia w Europie. Ale ta adrenalina wydaje mi się okropnie podniecająca.
OdpowiedzUsuńOczywiście, nie chciałabym by wojna przyszła do nas.
O książce pani Grażyny słyszałam już wiele dobre. Nawet ostatnie "W sieci" dało jej recenzję. Jak spotkam w bibliotece to wezmę do przeczytania.
Polecam też wywiad z autotką w Polskim Radio
Usuńhttp://www.polskieradio.pl/9/874/Artykul/757250,Przez-ostatnie-10-lat-nie-wi
Piękna i poruszająca recenzja. Upewniłam się tylko w tym, że bardzo chcę tę książkę przeczytać:)
OdpowiedzUsuńPo takiej recenzji grzechem byłoby tej książki nie przeczytać, ale obawiam się, że mogę jej w pełni nie docenić :-\
OdpowiedzUsuńWłaśnie w piątek otrzymałam tę książkę i jestem bardzo ciekawa jak na nią zareaguję, bo że jest świetną lekturą to mogę się spodziewać, ale z Twojej recenzji wynika, że jest tak pełna emocji, że musi dawać do myślenia i wzbudzać równie silne uczucia.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu Twojej recenzji wiem, że muszę tę książkę przeczytać. Niestety planów dużo, a czasu coraz mniej...
OdpowiedzUsuńMoże jednak uda mi się jakoś znaleźć chwilkę na tę książkę:)
Bardzo fajna i zachęcająca recenzja. Nie słyszałem o tej książce, ale po przeczytaniu twojego tekstu z pewnością jej poszukam.
OdpowiedzUsuńPolecam z czystym sumieniem - świetna książka!
UsuńWłaśnie jestem po lekturze i muszę się zgodzić, że przejmuje i daje do myślenia. Przede wszystkim pojawia się pytanie, czy rzeczywiście nie powinno się wcześniej zrezygnować z wyjazdów na wojnę, aby ratować rodzinę i żonę.
OdpowiedzUsuń