"Jezioro" Arnaldur Indriðason
Wydawnictwo: Biblioteka Akustyczna
wydanie: audiobook
czyta: Andrzej Ferenc
wydanie: audiobook
czyta: Andrzej Ferenc
Islandia leży prawie na końcu świata, na granicy północnego
kręgu polarnego. Powoduje to, że w grudniu i w styczniu na całej wyspie tylko
przez trzy – cztery godziny w ciągu dnia jest trochę jasno. Dla Islandczyków
zaczyna się wtedy okres depresji -skammdegisthundglyndi – spowodowany brakiem
światła słonecznego. Właśnie w styczniu statystyki notują największą liczbę
samobójstw. Wielu otrzymuje „terapię świetlną”, czyli godzinę lub dwie dziennie
siedzą przy sztucznym świetle słonecznym. Za to w zimie jest okazja obejrzenia
fantastycznego fenomenu słońca – zorzy polarnej. Coś za coś - można by rzecz.
Innym fenomenem islandzkim jest właśnie tytułowe jezioro. Jezioro Kleifarvatn - bo o nim mowa - leży na półwyspie Reykjanes, około 25 kilometrów od Reykjaviku, w górzystym rejonie wykazującym silną aktywność wulkaniczną. W roku 2000 lokalne trzęsienie ziemi sprawiło, że z jeziora zaczęła wypływać woda i szybko straciło ono około 20 procent swojej powierzchni. Siłą rzeczy to, co było dotąd skryte w jego toni, ujrzało światło dzienne – odkryto tam między innymi nieznane dotąd gorące źródła. To pociągający temat nie tylko dla naukowców – nic dziwnego, że niesamowite jezioro stało się "bohaterem" literackim, a pisarzom posłużyło jako tło do kryminalnych zagadek.
U Indriðasona zaczyna się tak jak u Hitchcocka, od razu mamy trupa: "Stała bez ruchu, wpatrując się w kości, jakby nie wierzyła, że tu się znalazły, podobnie jak i ona sama. Sądziła, że to kolejna owca, która utonęła w jeziorze, ale po chwili podeszła bliżej i zauważyła na wpół odkopaną czaszkę i zarys ludzkiego szkieletu pod piaskiem".
Okazuje się, że nieboszczyk utonął albo jego ciało utopiono dawno temu. Do ciała przywiązano radziecki nadajnik, wcześniej zniszczony. Tu pojawia się równoległa narracja z wątkiem historycznym. Cofamy się do lat 50. Pewien człowiek wspomina swoje studia w Lipsku, czyli wtedy w NRD. Poznajemy jego i jego miłość, węgierską dziewczynę, tajne spotkania studentów. Ale co mają wspólnego ze sobą stalinowskie NRD i zimna Islandia? Ano okazuje się, że mają i to wiele. Gdy Islandia została członkiem NATO (1949), przybyli na nią Amerykanie, aby zakładać bazy wojskowe. Protestowały przeciw temu partie lewicowe, a partyjna młodzieżówka kierowała wybranych aktywistów na studia do bratnich krajów, między innymi do NDR, do Lipska.
Bohaterem drugiej narracji jest komisarz Erlendur Sveinsson
z Reykiaviku. Samotny i trochę zgorzchniały już mężczyzna, który ma problemy z
dorosłymi dziećmi i zmaga się z traumą z dzieciństwa, gdy w zamieci śnieżnej
zaginął jego brat. Komisarz jest jednak skrupulatny i nie lubi zostawić nierozwiązanych
spraw, zaginięcie brata odcisnęło na nim piętno. Dlatego próbuje rozwikłać zagadkę
tajemniczej śmierci w jeziorze, tym samym musi cofnąć się do lat 50. Odszukuje
ówczesnych świadków i...
Nie zdradzę oczywiście czy mu się uda, ale ciekawostką tu
jest to, że czytelnik niemal od początku wie, że śmierć w jeziorze ma
związek ze studentami z Lipska, prawie się domyśla również rozwiązania.
Kibicuje tylko Seveinssonowi, aby też do tego doszedł.
Nie jest to klasyczny kryminał. Jednakowoż mroczny i zimny
klimat Islandii niesamowicie się udziela, choć niektóre wątki polityczne trochę
nużą. Gdyby nie lektor (tu wyśmienity Andrzej Ferenc) pewnie by mi się nie
spodobał. Wymowa skandynawskich nazwisk jest dla mnie poza zasięgiem, ale
przemiło się tego słucha i można zatracić się w tym islandzkim klimacie. Kryminał, lekcja historii i odległa, zimna, bez przebłysku
promieni słonecznych Islandia. Ach, gdyby tylko można by wskoczyć jeszcze
do gorącego źródła…
Może być ciekawie, ale jak dla mnie w wersji książkowej.
OdpowiedzUsuńCzytałam "W bagnie" - świetny kryminał, więc i ten na pewno bardzo dobry.
OdpowiedzUsuńNie znam książek tego autora, ale nabieram na nie coraz większą ochotę. Mroczny, zimny i ponury klimat to idealne tło dla zbrodni. Szkoda tylko, że te książki nie są u nas wydawane od początku, bo zaczynają się dopiero od 4 tomu.
OdpowiedzUsuńTrochę odstraszają mnie te polityczne wątki, chociaż z drugiej strony zachęca mroczny klimat Islandii. I co tu robić? xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Jeszcze się do końca nie przekonałam do słuchowisk. Może dlatego, że "na próbę" wzięłam jakiś poradnik - nie do końca pasjonujący i włączam sobie -gdy sprzątam. Wtedy cała moja rodzina czegoś ode mnie chce...gadają jak najęci. W efekcie nic nie wiem z książki, a moja rodzina uważa, że jej nie słucham:) Twoja wyborna recenzja przekonuje mnie, że to jednak może byc fajna przygoda...
OdpowiedzUsuńPoradnika jeszcze nie słuchałam, ale audiobooki pozwoliły mi oszczędzić więcej czasu. Można słuchać i robić parę innych rzeczy, ale rozumiem Cię co do udziału w tym rodziny - przy całej się nie da słuchać, bo rzezywiście każdy coś chce ;)
UsuńCzytałam pierwsze dwie książki Indridasona wydane w Polsce i bardzo mi się podobały, chociaż "Grobowa cisza" porusza ciężki temat, to cały czas jest świetnym kryminałem. "Jezioro" mam oczywiście w planie, ale wcześniej jeszcze "Głos".
OdpowiedzUsuńzapowiada się ciekawie, naprawdę;)
OdpowiedzUsuńDo audiobooków się przekonałam,więc możliwe że nawet tak jak Ty po audiobooka sięgnę;)
Czuję się zainteresowana. Ale wolałabym wersję papierową bądź ebooka :)
OdpowiedzUsuńkurczę lubię tamtejszą literaturę i kulturę, lubię też kryminały, więc zapewne sięgnę, chociaż nie przepadam za audiobookami...
OdpowiedzUsuńOglądałam kiedyś film na podstawie jednej z książek tego autora pt "Bagno". podobał mi się i od tego czasu mam ochotę sięgnąć po ksiązki, ale trochę zniechęca mnie ich depresyjny klimat. Ostatnio mam chęć tylko na czytadła.
OdpowiedzUsuńW chwili obecnej Indridason to mój ulubiony autor kryminałów - pierwsze trzy wydane w naszym kraju książki z Erlendurem przeczytałem z wypiekami na twarzy - po prostu uwielbiam, uwielbiam styl, ten melancholijny nastrój, dialogi, wszystko :D
OdpowiedzUsuń