„Córki latarnika” Jean Pendziwol
Wydawnictwo: Świat Książki
data wydania: 31 stycznia 2018r.
tytuł oryginału: The Lightkeeper's Daughters
tłumaczenie: Jan Kraśko
liczba stron: 336
Życie mierzone minutami i godzinami podzielonymi na dyżury i czas wolny, pory zapalania, nakręcania maszynerii i sprawdzania poziomu paliwa. Tak wyglądało dzieciństwo Elizabeth i Emily, córek latarnika pracującego na Wyspie Porfirowej na północy Jeziora Górnego w Kanadzie. Bliźniaczki Elizabeth i Emily miały szczęśliwe dzieciństwo. Razem z dwójką starszych braci spędzały beztrosko czas na wulkanicznych brzegach wyspy. Rytm życia całej rodzinie wyznaczały pory roku. Przez całe lato i jesień robiono zapasy, bo wiadomo było, że zimą jezioro zamarza i nikt nie może przypłynąć. Tak mijały miesiące i lata. W sumie dziewczynki nie znały innego życia poza codziennością na wyspie. Poza tym Elizabeth czuła się odpowiedzialna za głuchoniemą Emily. Nie chciała zostawiać jaj ani na chwilę. Były nierozerwalne. Na wyspie nic im jednak nie groziło i czuły sią tam bezpieczne. Nawet jak starsi bracia wyjechali do miasta, aby się uczyć. znały każdy zakamarek wyspy. Pewnego dnia pojawił się jednak ktoś, kto na zawsze zmienił ich życie.
Całą historię sióstr poznajemy u kresu życia Elizabeth. Mieszka sobie ona w domu spokojnej starości. Traci powoli wzrok i nie jest w stanie czytać książek ani podziwiać obrazów. Pustkę wypełnia muzyką i wspomnieniami. Niespodziewanie odnajdują się dzienniki jej zmarłego ojca, który spisywał wszystkie wydarzenia dziejące się na wyspie. Elizabeth chce odświeżyć sobie pamięć, ale też pragnie poznać pewną tajemnicę rodzinną, zagadkę, która spędzała jej sen z powiek przez wiele lat. W czytaniu pomaga jej młoda dziewczyna – Morgan, która została przydzielona tu na prace społeczne. Morgan zamalowała płot kolorowym graffiti. W ramach kary musi pomalować płot i opracować swoje dyżury. Tak poznaje Elizabeth. I choć obie panie dzieli duża różnica wieku, szybko znajdują wspólny język. Wkrótce okazuje się, że mają podobne zainteresowania i pasje, a wyblakłe kartki z dzienników skrywają wspólną tajemnicę.
Zaskoczyła mnie ta książka. Nie spodziewałam się historii, która mnie pochłonie. Poza tym okoliczności przyrody, miejsce, w którym dzieje się akcja zafascynują od początku. Gdzieś, z dala o cywilizacji, na maleńkiej wyspie żyją sobie ludzie, a rytmem ich życia jest sprawdzanie poziomu paliwa i zapalanie latarni. I choć autorka nie do końca trzymała w napięciu, ponieważ pod koniec historia się "rozlewa", a cała tajemnica okazuje się banalna, to czytało się to świetnie. Niespokojna atmosfera jeziora, które dyktowało swoje prawa mieszkańcom udziela się czytelnikom. Polecam.
Hmmm, zapowiada się obiecująco. Jak wpadnie w moje ręce to przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńJestem w połowie tego dzieła i faktycznie historia wciąga. Gdyby nie to że mam inne obowiązki oddałbym się jej do końca.
OdpowiedzUsuń