„Noc” Bernard Minier
Wydawnictwo: Rebis
data wydania: 30 stycznia 2018 r. PRZEDPREMIEROWO
tytuł oryginału: La nuit
tłumaczenie: Monika Szewc-Osiecka
oprawa: broszura klejona ze skrzydełkami
liczba stron: 440
„Łupkowata szarość nocy, matowa czerń tunelu, niebieskawa biel śniegu i odrobinę ciemniejszy odcień lodu” - w ten sposób, już od pierwszych stron książki, Bernard Minier wprowadza czytelnika w mroczny nastrój. Nastrój ponury, posępny, mroźny. Dosłownie mrożący krew w żyłach. To moje pierwsze spotkanie z twórczością tego pisarza. I mogę śmiało powiedzieć, że żałuję, że nie czytałam jego wcześniejszych powieści.
Czterdziestoletnia Kirsten Nigaard, inspektor norweskiej policji, jedzie pociągiem z Oslo do Bergen. I już tym momencie czytelnik czuje dziki i nieokiełznany skandynawski klimat. Tam została zamordowana kobieta, zatrudniona na platformie wiertniczej na Morzu Północnym. Zabójstwa dokonano w kościele, a ciało kobiety pozostawiono na ołtarzu. Natomiast w kieszeni ofiary znaleziono skrawek papieru z napisem: Kirsten Nigaard. Na platformie wiertniczej, podczas przesłuchiwania personelu, brakuje jednego z pracowników. W jego kabinie Kirsten trafia na plik zdjęć, które przedstawiają mężczyznę w pewnej miejscowość we Francji. W ten sposób schodzą się drogi dwóch policjantów kryminalnych, Kristen z Oslo i komendanta Martina Servaza z Tuluzy. Nieobecny pracownik nazywa się Julian Hirtmann, tak samo jak nieuchwytny psychopatyczny morderca, którego komendant ściga od kilku lat. Ku swemu zaskoczeniu na zdjęciach Servaz rozpoznaje siebie. I tak zaczyna się nierówna gra, w której kary rozkłada właśnie Hirtmann.
Martin Servaz, dobrze znany czytelnikom z trzech poprzednich tomów, tutaj zostaje niefortunnie postrzelony i zapada w śpiączkę. Po wybudzeniu inaczej zaczyna postrzegać różne rzeczy, balansuje na granicy halucynacji, snów, wspomnień i żalów z przeszłości. Martin wybija się też trochę ze stereotypowego wizerunku policjanta. Lubi książki, łacińskie cytaty, muzykę klasyczną (Mahlera) i ma nieco filozoficzne podejście do życia. Nie znosi nowych technologii, podglądactwa, reklamy i masowego handlu przeciwko naturze, czuje bezradność i osłupienie w obliczu nowoczesności. Tym samym pokazując te swoje słabe punkty jest idealnym celem zemsty dla takich psychopatycznych morderców jak Hirtmann.
Istotnie, Bernard Minier zmroził mi krew z żyłach. „Czyj galop tak tętni w wichrze i ćmie? To ojciec z swym synem na koniu w cwał rwie”. Ten cytat z Króla Elfów Goethego idealnie obrazuje treści. Zresztą jest on mottem tej książki. Nieoczekiwane zwroty akcji, opisy przyrody potęgujące napięcie, świetne kreacje bohaterów, zaskakujący koniec, czyli thriller w mistrzowskiej odsłonie. Czyta to się wszystko w szalonym tempie. Tak właśnie jakbyśmy uciekali w mroźną noc przed swoimi wspomnieniami i traumami. Polecam!
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Rebis za co bardzo dziękuję.
Czterdziestoletnia Kirsten Nigaard, inspektor norweskiej policji, jedzie pociągiem z Oslo do Bergen. I już tym momencie czytelnik czuje dziki i nieokiełznany skandynawski klimat. Tam została zamordowana kobieta, zatrudniona na platformie wiertniczej na Morzu Północnym. Zabójstwa dokonano w kościele, a ciało kobiety pozostawiono na ołtarzu. Natomiast w kieszeni ofiary znaleziono skrawek papieru z napisem: Kirsten Nigaard. Na platformie wiertniczej, podczas przesłuchiwania personelu, brakuje jednego z pracowników. W jego kabinie Kirsten trafia na plik zdjęć, które przedstawiają mężczyznę w pewnej miejscowość we Francji. W ten sposób schodzą się drogi dwóch policjantów kryminalnych, Kristen z Oslo i komendanta Martina Servaza z Tuluzy. Nieobecny pracownik nazywa się Julian Hirtmann, tak samo jak nieuchwytny psychopatyczny morderca, którego komendant ściga od kilku lat. Ku swemu zaskoczeniu na zdjęciach Servaz rozpoznaje siebie. I tak zaczyna się nierówna gra, w której kary rozkłada właśnie Hirtmann.
Martin Servaz, dobrze znany czytelnikom z trzech poprzednich tomów, tutaj zostaje niefortunnie postrzelony i zapada w śpiączkę. Po wybudzeniu inaczej zaczyna postrzegać różne rzeczy, balansuje na granicy halucynacji, snów, wspomnień i żalów z przeszłości. Martin wybija się też trochę ze stereotypowego wizerunku policjanta. Lubi książki, łacińskie cytaty, muzykę klasyczną (Mahlera) i ma nieco filozoficzne podejście do życia. Nie znosi nowych technologii, podglądactwa, reklamy i masowego handlu przeciwko naturze, czuje bezradność i osłupienie w obliczu nowoczesności. Tym samym pokazując te swoje słabe punkty jest idealnym celem zemsty dla takich psychopatycznych morderców jak Hirtmann.
Istotnie, Bernard Minier zmroził mi krew z żyłach. „Czyj galop tak tętni w wichrze i ćmie? To ojciec z swym synem na koniu w cwał rwie”. Ten cytat z Króla Elfów Goethego idealnie obrazuje treści. Zresztą jest on mottem tej książki. Nieoczekiwane zwroty akcji, opisy przyrody potęgujące napięcie, świetne kreacje bohaterów, zaskakujący koniec, czyli thriller w mistrzowskiej odsłonie. Czyta to się wszystko w szalonym tempie. Tak właśnie jakbyśmy uciekali w mroźną noc przed swoimi wspomnieniami i traumami. Polecam!
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Rebis za co bardzo dziękuję.
Komentarze
Prześlij komentarz