„Cyngiel śmierci” Anthony Horowitz
Wydawnictwo: Rebis
data wydania: 20.10.2015r.
tytuł oryginału: Trigger Mortis
tłumaczenie: Maciej Szymański
oprawa: całopapierowa z obwolutą
liczba stron: 280
„Nie dopuść do tego, James. (...) Ocal, kogo masz
ocalić. I uważaj na siebie”. [s. 50] James Bond ratuje świat od roku 1953, kiedy
to ukazała się pierwsza powieść Iana Fleminga Casino Royale (trzykrotnie potem zekranizowana). Po śmierci
Fleminga w roku 1964 kontynuację spisania przygód agenta 007 podejmowało aż 7
pisarzy. Anthony Horowitz jest ósmy, który podjął się tego wyzwania. Wykorzystał on dodatkowo oryginalne i niepublikowane notatki Fleminga. Cyngiel Śmierci nawiązuje bowiem do
Goldfingera, stworzonego w roku 1959.
James Bond – po pokonaniu milionera i oszusta
Goldfingera – wraca do Londynu. Towarzyszy mu zmysłowo piękna Pussy Galore,
która pomogła mu odnieść zwycięstwo. Nie dane jest jednak Bondowi nacieszenie się
wdziękami Pussy, bowiem nasila się rywalizacja naukowo-techniczna między Związkiem
Radzieckim a Zachodem. James dostaje kolejne zadanie. Radziecki Smiersz chce dokonać
akcji sabotażowej, w trakcie wyścigów samochodowych, na torze Nürburgringu w RFN.
Okazuje się, że planowana operacja to zaledwie wierzchołek góry lodowej, a
rosyjska organizacja chce we współpracy z koreańskim milionerem doprowadzić do
otwartego konfliktu między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim. Mamy zatem klasyczną bondowską fabułę - niebezpieczne akcje, wielki wysiłek, piękne
kobiety, międzynarodowy spisek, brawurę, tortury i nowoczesne gadżety. Czyli wszystko, co trzeba.
Horowitzowi udało się ukazać ducha Flamingowskiego
bohatera. Wątki toczą się błyskawicznie, a świat szybkich samochodów, pięknych
kobiet i bezlitosnych złoczyńców wciąga czytelnika bez reszty. Akcja wciąż piędzi
naprzód… 120 mil na godzinę… 160 mil… . A nasz bohater, jaki jest? Taki jak na
ekranie - stary, dobry Bond z licencją na robienie tego, co mu się żywnie podoba.
Ciemny garnitur, jedwabna koszula, satynowy krawat, skórzane mokasyny,
papierośnica z oksydowanej stali. Oczywiście nie może zabraknąć urodziwych
kobiet, gdyż James nie wyobrażał siebie współpracy z kobietą przeciętną czy
nieatrakcyjną. Jeśli kobieta – to nieziemsko piękna, jeśli wino – to najlepszy
rocznik, jeśli nocleg – to w najdroższym apartamencie. I tu można zauważyć
delikatną ironię autora. Miałam wrażenie, że Horowitz kpi sobie trochę z zachowań
Bonda. Dlatego może wplótł przemyślenia Jamesa na temat długoterminowych związków
lub momenty, kiedy to w pościeli opowiadał kochance o swoich wspomnieniach z
dzieciństwa. To do agenta 007 raczej nie pasuje. Ale może Horowitz chciał Jamsowi dodać trochę "zwyczajnych" cech.
Szybcy faceci, szybie samochody, szybie dziewczyny.
Tak można streścić fabułę książki. Powieść jest
świetnie dopracowana pod względem formy, widać tu ogromne doświadczenie autora. Kunszt słowa. A jeśli ktoś dodatkowo lubi wyścigi samochodowe, wściekły warkot silników, tlenione
blondynki w króciutkich kurteczkach, kręcące się wokół kierowców, to jest to idealna propozycja na jesienne
wieczory. Nie pozostaje nic innego tylko usiąść wygodnie, poprawić gogle,
wyregulować i zapiąć pasy, przysunąć się blisko kierowcy, z mocno zaciśniętymi
rękami.
Flaga opadła. Start!
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Rebis za co bardzo dziękuję.
Komentarze
Prześlij komentarz