Przejdź do głównej zawartości

„Pakt Piłsudski-Lenin” Piotr Zychowicz


Podtytuł: Czyli jak Polacy uratowali bolszewizm i zmarnowali szansę na budowę imperium
Wydawnictwo: Rebis
data wydania: 11.08.2015r. przedpremierowo
oprawa: broszurowa klejona ze skrzydełkami
liczba stron: 472





„Będzie to ponura opowieść o upadku ducha, ludzkiej podłości i destrukcyjnej roli ideologii działających na szkodę własnej ojczyzny”. [s. 197] Tak sam pan Piotr napisał o jednej części swojej książki. Części jest w sumie cztery, ale wszystkie równie ponure i pejoratywnie oceniające ówczesnych polskich polityków. 
Inspiracją do napisania owej książki była inna powieść  Lewa wolna autorstwa Józefa Mackiewicza. To właśnie tu Mackiewicz wysnuł tezę, że rewolucję można było zdławić w zarodku, sił wtedy nie brakowało, zabrakło jednak woli oraz zrozumienia samej istoty rewolucji oraz błędnego rozeznania zagrożenia czyhającego na Polskę. Mackiewicz wchodzi w rolę historyka, który wyjaśnia przyczyny i przebieg wojny polsko-bolszewickiej. Za błędne decyzje wini Naczelnika Państwa-Józefa Piłsudskiego. Autor znał całą sytuację z autopsji, gdyż jako młody chłopak wziął ochotniczo udział w tej wojnie. Obraz wojny, widzianej oczami zwykłych żołnierzy, ma się nijak do pocztówkowego wizerunku ułanów, jaki utkwił w naszej świadomości zbiorowej. W Pakcie Piłsudski-Lenin Zychowicz przychylając się do tezy Mackiewicza i opowiada na pytanie, które pojawia się na kartach Lewej wolnej - Dlaczego Polacy, naród tak rycerski, nie chce nas wyratować do bandy zbójców, którzy opanowali władzę w Rosji? Chodziło oczywiście o Rosję bolszewicką.

Na początku książki pojawia się alternatywna, krótka historia, z gatunku, co by było gdyby Piłsudski podjął inną, odpowiednią decyzję. Ziściłby się scenariusz bardzo imperialistyczny dla Polski, ale możliwy do spełnienia. Na następnych kartach Piotr Zychowicz analizuje wszystkie przyczyny, dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Podczas wojny polsko-bolszewickiej Polacy dwukrotnie - w roku 1919 i 1920 - stanęli przed szansą zadania reżimowi Lenina śmiertelnego ciosu. Piłsudski odegrałby decydującą rolę w dziejach świata. Bowiem to od niego zależało, czy czerwona komunistyczna ideologia przetrwa, czy będzie jedynie epizodem w dziejach Europy. 

Jesienią 1919 roku wszystko wskazywało na to, że rewolucja upadnie. Na południu rozpoczęła się ofensywa białego generała Denikina, który na czele swoich oddziałów zajmował kolejne miasta Rosji. Na północy walczyły wojska Judenicza, a na Syberii Kołczaka. Do Polski z tajną misją przybył Julian Marchlewski - bezpośredni przedstawiciel wodza rewolucji. Jego celem było nakłonienie Józefa Piłsudskiego do zachowania neutralności w wojnie z białymi. W rezultacie, kiedy niemal wszystkie dywizje bolszewickie zostały zdjęte z frontu polskiego i przerzucone do walki z ofensywą Denikina, kiedy „biały” generał słał do naczelnika państwa listy z prośbą o rozpoczęcie ofensywy, wojska polskie stały i.... czekały. Piłsudski nie chciał bowiem pomagać białym, gdyż uważał ich za większe zło niż czerwoną rewolucję. Jak bardzo się pomylił w swojej ocenie bolszewizmu pokazała wiosna roku 1920, kiedy Lenin zapragnął przenieść płomień rewolucji na zachód po trupie Polski. Pomylił się również w swojej koncepcji polityki federacyjnej (swoją drogą bardzo ambitnej i mocarstwowej). Dobitnie pokazała to polska wyprawa na Ukrainę, w wyniku której żadna Ukraina nie powstała. 

W sierpniu 1920 roku Polacy znów przeleli inicjatywę. Po zwycięskiej bitwie warszawskiej bolszewicy cofnęli się na całej linii. Po zakończeniu ofensywy niemeńskiej we wrześniu 1920 roku armia czerwona na froncie polskim praktycznie przestała istnieć. Na Krymie trwała ofensywa białej armii pod wodzą generała Wrangla (kontynuatora Denkina). Armia polska dysponowała wtedy siłą 900 tys. bagnetów i szabel. I tak, jak przed rokiem, dostała rozkaz wstrzymania ofensywy, a rząd zawarł bolszewikami rozejm zakończony traktatem ryskim. Temu wydarzeniu Piotr Zychowicz poświęca sporo miejsca, nazywając to dosadnie "Hańbą ryską", "czwartym rozbiorem Polski", "Nową Targowicą", "Jałtą '21". To bardzo ostra i dosadna krytyka całej ryskiej delegacji, jej przedstawicieli. Włosy się jeżą na głowie i nóż w kieszeni się otwiera, gdy się czyta, co nasi przedstawiciele tam wyprawiali. „Od zarania dziejów zawsze było bowiem tak, że warunki pokoju zależały od wyników zmagań militarnych. Dyktował je zwycięzca, a nie zwyciężony. Tym razem, po raz pierwszy w dziejach dyplomacji, miało być inaczej”. [s. 229] Mieliśmy wszystko - asami mogliśmy rzucać z rękawa. Wygrana bitwa warszawska, potężna armia polska, wspomagana przez Białorusinów, wojska Wranglera, wysokie morale żołnierzy i świadomość, że bolszewickie wojsko praktycznie nie istnieje, gdyż jest rozrzucane na wielu frontach, a na dodatek nie ma uzbrojenia ani nawet umundurowania. Tymczasem to, co wydarzyło się w Rydze, Zychowicz nazywa upodleniem Polaków. A wszystko przez nacjonalistyczne wizje stworzenia „Polski jedynie dla Polaków”. Nie miała znaczenia granica państwa, nie liczyli się Polacy mieszkający na Rusi i Białorusi. Polscy dyplomacji chcieli wyciąć ten „wrzut”, twierdząc, że nie potrzebne są im mniejszości. A sam Naczelnik Państwa zaczynał „endecieć”, porzucił po prostu swoją federacyjną koncepcję, swoje marzenia. 

Wielka wizja stworzenia państwa w granicach z roku 1772 uległa w gruzach. Zabrakło u nas polityków, którzy byliby temu wierni. Wierni mocarstwu stworzonemu przez naszych przodków. Nie kadłubową „Polską dla Polaków”, małe państewko, a imperialną Rzeczypospolita od morza do morza, w której herbie obok Orła Białego znalazłoby się miejsce dla litewskiej Pogoni i patrona Rusi, Archanioła Michała. Tym samym ojczyzna Mickiewicza, Traugutta i Kościuszki przestała istnieć. Taka Polska pozostała jedynie w powieściach Sienkiewicza. „Mężowie stanu”, którzy podpisali traktat w Rydze, te ziemie traktowali jak „jakieś afrykańskie kolonie, w których cienka polska warstwa <wyzyskiwaczy i kolonizatorów> gnębiła ludy tubylcze”. [s.384] Tymczasem droga na Moskwę stała przed Polakami otworem.

Dostaje się tu nie tylko zresztą Piłsudskiemu. Wincenty Witos i Stanisław Grabski również zbierają cięgi od Piotra Zychowicza. I słusznie. Trudno zrozumieć dlaczego, ci politycy byli tak krótkowzroczni, jak mało przewidywalni, jak egoistyczni. Kierowali się jedynie osobistymi urazami i emocjami. 

Piotr Zychowicz uprzedzając fakty - że pewnie stanie teraz w ogniu krytyki, że odezwą się „badacze oburzacze”, którzy będą krzyczeć, że łatwo jest się wymądrzać, kiedy posiada się już odpowiednią wiedzę - pisze: „zawsze na poparcie swoich tez przytaczam opinie ludzi, którzy żyli wówczas. Opinie tych nielicznych Polaków, którzy byli mądrzy przed szkodą, a nie po szkodzie". [s. 222] I rzeczywiście tak jest. Książka jest bogata w wypowiedzi ludzi II Rzeczypospolitej, polityków, pisarzy, zwykłych obywateli, jak również pojawiają się tu opinie współczesnych historyków i publicystów. Dużo tu też fragmentów literatury, obszerne cytaty z Lewej wolnej, twórczości Żeromskiego, pamiętników i roczników. Wzbogaca to fakty historyczne, jak i dowodzi słuszności tezy postawionej w książce. 

Piotr Zychowicz stroni jednak od totalnej krytyki Piłsudskiego. Każda postać ma swoje cienie i blaski. Chwile wielkości i chwile słabości. Nie można przecież odmówić Marszałkowi zasług dla Rzeczypospolitej. Stworzenie Legionów, koncepcja federacyjna, przewrót majowy, pakt o nieagresji z III Rzeszą. To jak najbardziej autor docenia. Jednak w rozgrywce z białą i czerwoną Rosją Piłsudski popełnił tragiczną w skutkach pomyłkę. Za bardzo rozpamiętywał zabory, stłumione powstania i carskie represje, nie potrafił przełamać swojej niechęci do Rosji. Nie rozumiał, że wraz z rewolucją bolszewicką wszelkie stare spory i krzywdy powinny pójść na dalszy plan. Wszystko to było konsekwencją krótkowzroczności i lekkomyślności nie tylko jego, ale i większości naszych polityków-doradców.  „Dwukrotnie nie skorzystali oni z szalonej okazji, aby zadusić czerwonego potwora w jego moskiewskim leżu. Pozwolili mu rosnąć i pęcznieć, nie rozumiejąc, że jest tylko kwestią czasu, jak potwór ten pożre również ich”. [s. 420]

Można jedynie mieć nadzieję i życzenie, aby w Polsce było więcej takich historyków jak Piotr Zychowicz. Żeby to oni nadawali ton dyskusji o naszej trudnej przeszłości. Żeby wybili się poza „poprawność polityczną”, a nie byli tylko „badaczami oburzaczami”. Żeby dążyli do ustalenia obiektywnej prawdy i analizowali błędy popełnione w przeszłości. Żeby za wszelką cenę nie starali się udowodnić, że żadne błędy nie zostały popełnione, a wszelkie podjęte decyzje były słuszne i genialne. Żeby potrafili krytyczne analizować nasze dzieje, i wskazywać na popełnione błędy. Żeby mieli odwagę rozprawiać i z naszymi narodowymi mitami. Żeby nie przejawiali kompleksu niższości wobec innych narodów, a jedynie mieli odwagę dążyć do prawdy. 


Jeszcze parę słów o wydaniu, gdyż wieńczy ono tu dzieło. Całość treści uzupełniają liczne mapki, Są one idealnie edytorsko wkomponowane. Czytając, ma się przed oczami linię granic państwa, jak wyrażali to sobie Piłsudski czy Dmowski. Do tego dochodzą liczne zdjęcia z opisywanych wydarzeń, jak fotografie "bohaterów" książki oraz reprodukcje barwnych pocztówek patriotycznych i plakatów propagandowych. 



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Rebis za co bardzo dziękuję.

Komentarze

  1. Rozbawiło mnie to zdanie: "Na Krymie trwała ofensywa białej armii pod wodzą generała Wranglera (kontynuatora Denkina)."
    Do dzisiaj sądziłam, że "wranglery" to są dżinsy :)))
    Generał, o którego tu chodzi, nazywał się WRANGEL.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za uważne czytanie :), a literówkę już poprawiam.

      Usuń
  2. Jak dla mnie świetny wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Burza" William Shakespeare

Wydawnictwo: W.A.B. premiera: 07.11.2012 tytuł oryginału: The Tempest przekład: Piotr Kamiński oprawa: twarda z obwolutą " Burza " jest ostatnią w pełni samodzielną sztuką Shakespeare'a, który prawdopodobnie wtedy wyofał się z życia zawodowego w Londynie i przeniósł się do Stratfordu. Sprawiło to, że ów dramat często jest traktowany przez krytyków jako utwór pożegnalny, a nawet pewnego rodzaju artystyczny testament. Tworząc “ Burzę" przypuszczalnie  na przełomie 1610 i 1611 roku, Shakespeare miał 47 lat, jego główny bohater – Prospero prawie tyle samo – to dość istotny szczegół w kontekście interpretacji całości. Prospero łamie w finale różdżkę i topi księgi, Shakespeare odchodzi nie pozostawiając po sobie ani jednego rękopisu. Ale może nieco więcej o fabule. Jest ona bardzo prosta do streszczenia (uwaga, zdradzam prawie całość). Prospero, prawowity książę Mediolanu, pozbawiony tronu przez swego brata Antonia wspomaganego przez Alonsa

„The Crown. Oficjalny przewodnik po serialu” (Tom 2) Robert Lacey

Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece data wydania: 12 listopada 2020 r. tytuł oryginału:  The Crown: The Official Companion, Volume 2: Political Scandal, Personal Struggle, and the Years that Defined Elizabeth II tłumacznie:  Edyta Świerczyńska oprawa: twarda liczba stron: 312 Robert Lacey jest autorem wielu bestsellerowych biografii, w tym Henry'ego Forda, Eileen Ford i królowej Elżbiety II, a także kilku innych popularnych dzieł historycznych. Największą jednak sławę przyniosła mu ostatnio praca historyka w dramacie „The Crown”. „The Crown” to serial historyczny o zwyczajnej kobiecie, która przyszła na świat w niezwykłych okolicznościach. Późniejsze okoliczności jednakże sprawiły, że ta niespełna 26-letnia kobieta została brytyjską królową. 21 kwietnia Elżbieta II skończy 95 lat, a 6 lutego minęło 69 lat jej panowania. „The Crown” nie jest serialem dokumentalnym ani dokumentem fabularyzowanym. Wszystkie scenariusze, kostiumy, scenografia i plenery, jak i kreacje aktorów. opierają się

"Sonety" William Shakespeare

Wydawnictwo a5 wydanie: 09/2012 przekład: Stanisław Barańczak oprawa: twarda format:  148 mm x 210 mm liczba stron: 216 "Sonety" w biografii twórczej Szekspira są epizodem bardzo tajemniczym. Od momentu ich wydania, czyli od roku 1609 budzą kontrowersje i spory krytyków. Powstała masa książek i rozpraw poświęconych owemu dziełu. I do dziś nie wiadomo wszystkiego, możemy się jedynie domyślać tudzież czynić nadinterpretacje. Zagadek i pytań jest wiele. Szekspir 154 utworów nie opatrzył datą, nie wiemy więc kiedy powstały i w jakich okolicznościach. Kolejna sprawa to dedykacja - tajemnicze Mr. W. H. poróżniło szekspirologów (gdzie Barańczak niektórych nazywa pseudo-szekspirologami), ponieważ tożsamość pana W.H. nie jest rzeczą konieczną dla zrozumienia " Sonetów ". Wśród tych wszystkich zagadek jest jednak garstka faktów niebudzących żadnych wątpliwości. Po pierwsze kompozycja cyklu. Badacze i czytelnicy są zgodni, że całość rozpada się na dwie